Potęga do zweryfikowania

Oglądając wyczyny naszych „Orłów” w Engelbergu cieszyłem się jak zainfekowany miłością do skoków przez mistrza z Wisły dzieciak. Do szwajcarskich osiągnięć Stocha i spółki nie można się przyczepić –nasi pokazali światu, że Polak potrafi. A właściwie Polacy. Z uznawaniem naszej nacji za skokową potęgę radziłbym się jednak wstrzymać…

Żółta koszulka lidera cyklu PŚ z odskoczeniem rywalom w „generalce” włącznie, przebojowe wygrane nastolatków, czwórka Polaków w „10”, szóstka w „30”… Wymieniałbym dalej. Gdybyśmy na początku sezonu, a nawet przed Engelbergiem postawili przed „biało- czerwonymi” takie cele nikt nie brałby naszych słów na poważnie. Trener Łukasz Kruczek wspominał, że przed Engelbergiem jego podopieczni będą jedynie doskonalić formę w Szczyrku.

Szczypiorkowy sen trwa

Jeszcze przed 15 grudnia o ich turnieju wiedzieli jedynie nieliczni. Popularnością i potencjałem ustępują w kraju siatkarkom, lekkoatletkom, pływaczkom, o Justynie Kowalczyk nie wspominając. Jednak to polskie piłkarki ręczne sprawiły największą sensację mundialu, a zapewne też roku w polskim sporcie, eliminując z turnieju faworyzowane Rumunki i niepokonane Francuzki. I nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa.
Podejrzewam, że  tzw. ludzie sportu, choćby pobieżni znawcy  wielu dyscyplin od narodowej piłki nożnej po anglosaski snooker, nie wymieniliby żadnej z piłkarek ręcznych grających z orzełkiem na piersi. Nasze „szczypiorki” przez lata pozostawały w cieniu drużyny mężczyzn, którą zbudował charyzmatyczny trener Bogdan Wenta. Zespół oparty na zaciągu starej gwardii: braciach Lijewskich, Karolu Bieleckim, Mariuszu Jurasiku i innych wracał z mistrzostw świata ze srebrem (2007) i brązem (2009), na pekińskie igrzyska jechał jako druga (obok siatkarzy) realna polska nadzieja na medal. Faceci Wenty tworzyli „team”, którego nie mieliśmy prawa się wstydzić. Moja znajomość „szczypiorniaka” była automatycznie powiązana z mistrzowskimi imprezami, w których fazę pucharową osiągali nasi piłkarze ręczni.

Gibraltar nowym członkiem europejskiej rodziny piłkarskiej

Przed niespełna dwoma tygodniami swój pierwszy oficjalny mecz rozegrała „najmłodsza” reprezentacja w rankingu UEFA - Gibraltar. Gibraltarczycy zremisowali ze Słowacją 0:0.
Przełomową datą dla tamtejszej federacji i reprezentacji piłkarskiej stał się 24 maja 2013 roku. Wtedy Gibraltar został pełnoprawnym członkiem UEFA, dzięki czemu może wystawić swoją reprezentację w eliminacjach do Mistrzostw Europy 2016.

Żółte koszulki na początek sezonu

Sytuacja,  w której zarówno w skokach i biegach narciarskich żółte koszulki liderów klasyfikacji dzierżą polscy sportowcy, zdarzyła się bodajże pierwszy raz w historii. Choć zmieni się niemal na pewno za kilka godzin, symboliczne wrażenie triumfalnego otwarcia sezonu przez naszych narciarzy pozostanie.
Ten jakże cieszący oko zbieg okoliczności zawdzięczamy Justynie Kowalczyk – niezawodnej biegaczce i Krzysztofowi Biegunowi – młodemu skoczkowi, który zaskoczył cały narciarski świat zdecydowanie najdłuższym lotem w Klingenthal.

Biega nasza Polska cała


łańcuszek biegaczy w biegu przełajowym na 10 km
/fot. facebook/ TVP Lublin
O tym, że Polacy polubili biegać, że zaszczepili w sobie chęć (współ)rywalizacji na kilkukilometrowych trasach wiemy już od dobrych paru lat. Chętnych na sprawdzenie się na 5 czy 10 km przybywa, choć za oknem temperatura coraz niższa, a polskiemu społeczeńśtwu narzekalności i marudzenia nie ubywa. Jak zatem wyjaśnić fenomen polegający na chęci wykonywania żmudnego wysiłku  i walki ze sobą w pocie czoła?  

Zarówno w Lublinie, gdzie studiuję i mieszkam, jak i całej Polsce, inicjatywy biegowe nie kończą się na szaro- jesiennych dniach listopada . Choć sezon dobiegł (dla niektórych dobiega) końca, kolejne „piątki”, „dziesiątki”, ba - maratony!, planowane są na mroźne dni przełomu 2013 i 2014 roku. Dokładny spis wszystkich najbliższych biegów w Polsce zobaczycie TUTAJ .

Ucieczka przed blamażem? Uczmy się od Francuzów

fot. sfgate.com 
Mecz wprawdzie nieprzegrany, ale kolejny bez strzelonej bramki – atmosfera wokół reprezentacji piłkarskiej staje się coraz bardziej nerwowa. Wybrańcy Adama Nawałki pod każdym względem odstawają od wybrańców poprzednich selekcjonerów. Jak niewiele wystarczy, by postawić drużynę narodową na nogi pokazali wczoraj Francuzi. Z futbolowego piekła (przegrali w Kijowie z Ukrainą 0:2) w 90 minut odrobili stratę, i to oni pojadą do Brazylii na Mistrzostwa Świata.

W tym miejscu warto cofnąć się do 2012 roku. Piłkarzy Franciszka Smudy, choć polegli na EURO rozgrywanym przy własnej publiczności, w grupie najłatwiejszej z możliwych, oglądało się z optymizmem i wiarą w sukces. „Prawie-zwycięstwo” z Niemcami (mimo wszystko robi różnicę), zaaplikowanie Drogbie i spółce trzech bramek, bramkowe remisy ze światowymi potentatami: Argentyną, Meksykiem – takie wyniki, uwzględniając fakt, że były to gierki towarzyskie, udowadniały, że naszym „Orłom” należy się kredyt zaufania przed historycznym turniejem z historycznie wielką presją. Choć na ME nie wyszło – dwie dobre połowy w dwóch różnych meczach to za mało na grupę marzeń – styl reprezentacji pozostał, mimo ogólnonarodowego rozczarowania.

Ulotny patriotyzm, czyli jak nie szanujemy Święta Niepodległości

Wespół ze świętem Konstytucji 3 maja rocznica odzyskania przez Polskę niepodległości należy do najważniejszych świąt państwowych. 11 listopada, rok w rok, a zwłaszcza po odzyskaniu pełnej suwerenności w 1989 roku,  wywieszamy biało- czerwone flagi, śledzimy w telewizji ceremoniały i mszalne obrzędy stolicy, uczestniczymy w końcu w lokalnych obchodach tegoż święta. Choć nasze czyny, w stosunku do wysiłku naszych pradziadów, są jedynie kroplami w morzu, to nawet te krople potrafimy splamić współczesnymi niedoskonałościami.
Listopadowy patriotyzm ograniczamy dziś do kilku godzin święta jedenastego dnia tego miesiąca, podczas gdy odzyskanie niepodległości było stopniowym i długotrwałym procesem. Nie trwało tydzień czy nawet miesiąc. Przywrócenie Polski na mapy świata kosztowało jej mieszkańców ponad dwa i pół roku walk domowych i z wrogimi sąsiadami, plebiscytów i wojen celnych, gospodarczej recesji spowodowanej zaborczym plądrowaniem. Zarówno przedsiębiorca z Warszawy jak i chłop z Wileńszczyzny odczuli powiew wolnego państwa dopiero po traktacie ryskim z marca 1921 roku, który zakończył ostatnią wojnę młodej Polski- z bolszewicką Rosją. Ustatkowywanie się trwało więc ponad dwa i pół roku po tym jak do stolicy triumfalnie wrócił Józef Piłsudski, a w Warszawie rozbrajać zaczęto niemiecki garnizon stolicy. Wewnętrzny spokój i gospodarcza stabilność były dla żyjących wówczas rodaków, niezależnie od stopnia zamożności, marzeniem o lepszym jutrze. Możliwym do spełnienia tylko ciężką, własną pracą w kolejnych latach spokojnej prosperity. Przeciętny Polak odetchnął dobrych kilka lat po 11. listopada 1918 roku. A wielkimi krokami zbliżał się Wielki Kryzys… 

Trybunałem w rodziny ofiar

Dwa dni temu Europejski Trybunał Praw Człowieka ogłosił ostateczną decyzję w sprawie zbrodni katyńskiej. Sprawa zbrodni, pod kątem prawnym i terminologicznym, ruszana już nie będzie, ale, co równie ważne, rodziny ofiar zostały strasburską decyzją potężnie skrzywdzone.

Argumenty czasu zagrały na korzyść Rosji. Zarówno zbrodnia jak i śledztwo zostały rozpoczęte przed, odpowiednio - wprowadzeniem Konwencji Praw Człowieka (zbrodnia w 1940, Konwencja w 1953) i dołączeniem Rosji do ETPCz ( śledztwo trwało od 1990 w Rosji, ona sama przystąpiła w 1998 roku). Te kwestie przekonały większość członków  Wielkiej Izby Trybunału, która podtrzymała swoją opinię z 2012 roku, kiedy dyskutowano nad zbrodnią i śledztwem katyńskim w I instancji.

Honorowe nadużycie


Od kilku dni wyrażenie „mecz o honor” - w kontekście spotkania eliminacyjnego do Mistrzostw Świata w 2014 roku między Anglią i Polską- nie znika z ust ekspertów, kibiców, lidów w nagłówkach prasowych i internetowych. Szastanie abstrakcyjnym honorem wydaje się wpisane w polską mentalność.
Honorowy przegrany, przynajmniej w moim skromnym rozumieniu, prezentuje się w sportowej batalii bez kompleksów, walcząc z przyszłym zwycięzcą jak równy z równym. Jak to tych słów mają się eliminacyjne występy „biało- czerwonych”? Właśnie nijak.
Cała piłkarska Polska liczy od kolejnych niewygranych meczy punkty, które straciliśmy w bardziej lub mniej pechowy sposób, a które miałyby istotne przełożenie na tabelę i mundialowe szanse. Licząc od meczu u siebie z Anglią- straciliśmy ich 7. Słownie: siedem.

Ocalić region- rosyjska ofensywa dyplomatyczna przed wileńskim szczytem

Przedstawiciele Ukrainy, Mołdawii, Armenii i Gruzji za nieco ponad miesiąc wezmą udział w wileńskim szczycie. Działalność dyplomatyczną prowadzi w tej sprawie także rosyjska dyplomacja, która czyni co może by odwieść te państwa od integracji z Unią.

Region postsowiecki wybiera Unię

W ostatnim czasie aktywność Rosji w sferze dyplomatycznej nakierunkowana jest przede wszystkim na wywieranie presji wobec sąsiadów, którzy w Wilnie wybiorą drogę przyszłego rozwoju. Postawienie przez Ukrainę i pozostałe państwa na integrację z Unią Europejską ( co jeszcze nie jest przesądzone) oznaczać będzie propagandową porażkę Rosji. Zarówno w sferze politycznej, gospodarczej i symbolicznej.

Uzyskanie statusu państwa stowarzyszonego z Unią oznacza nie tylko wybranie przez wspomniane państwa nowej tożsamości - odniesienia, którym stanie się wówczas zjednoczona Europa - w polityce zagranicznej. Państwa, wraz z porozumieniem o stowarzyszeniu z UE, będą funkcjonować w tzw. pogłębionej strefie wspólnego handlu(Deep and Comprehensive Free Trade Agreement, DCFTA). Uzyskując status państw stowarzyszonych będą musiały dostosować krajowy system prawny i gospodarczy do obowiązujących wewnątrz Unii. Stopniowa ewolucja praw krajowych oddalać będzie te kraje od naturalnego od wieków  wpływu Rosji.

"Obłęd 44". Krytycznie o powstaniu warszawskim na UMCS- ie w Lublinie


Alternatywista, autor dyskusyjnych publikacji, zwłaszcza ostatniego „Obłędu 44”, redaktor Piotr Zychowicz, gościł dziś na naszym UMCS- ie. Redaktor naczelny „Historia Do Rzeczy” nie pozostawia żadnych złudzeń- powstanie warszawskie było wielkim błędem, za który odpowiada najwyższe dowództwo Armii Krajowej.

Dwie książki, dwie dyskusyjne publikacje, jakże niewygodne polskiej racji historycznej i dzięki młodemu wciąż publicyście mamy podzieloną Polskę. W mediach, w środowisku ekspertów historycznych, pośród młodych adeptów filozofii i historii alternatywnej. Gazeta Wyborcza napisała niedawno o podziale na prawicy ( czytaj prawicowych mediów), która politykę historyczną, a w niej wizję walk warszawskich w 1944 roku, posiadła niemal na własność. A tutaj nagle Zychowicz, nota bene prawicowiec z „Do Rzeczy” wbija swoim ideologicznym i politycznym (?) bliskim prawy sierpowy najnowszą książką „Obłęd 44”. Cytowane fragmenty z tekstu są słowami autora.
Co to za obłęd z tym „Obłędem”? Jako, że nie czytałem książki nie wypowiem się w sprawie całości, lecz zarysowanych przez Zychowicza tez. Tytuł o co najmniej zabarwieniu psychologicznym uderza wielu komentatorów, moim zdaniem jest zbyt mocny. Czy powstanie było obłędem?   

Raczej decyzje dowództwa, powody, które pchnęły je do rozpoczęcia walki w Warszawie. Czy była alternatywa? Przeczekanie. Dzieciaki stolicy, zamiast beznadziejnie bić się o Warszawę butelkami z benzyną powinny dojrzeć, przetrwać „Niemca” i walczyć dalej, dojrzalej. Z  nowym, czerwonym okupantem, nadciągającym ze Wschodu. Winniśmy „oszczędzać biologiczną substancję narodu, przede wszystkim młodzież. Oni mieli być potrzebni w przyszłości ”. – tak twierdzili wódz naczelny Kazimierz Sosnkowski i Jan Karski. I dzisiaj powtarza to Zychowicz, obwołany przez jednego z widzów nowym Catem -Mackiewiczem i Studnickim wolnej Polski.

Na pytanie kiedy faktycznie przegraliśmy wojnę i powojenną niepodległość nie usłyszeliśmy niespodziewanej odpowiedzi.  „Polska przegrała wojnę na przełomie 1943 i 1944 roku, po konferencji Teheranie, a praktycznie wtedy, gdy pierwszy sowiecki bucior przekroczył przedwojenne granice Polski”- w swoim stylu skomentował autor „Obłędu 44”.

Kto z Polaków nie chciał zrywu, bądź uznawał powstanie za bezsensowne? Przeciwników warszawskiego zrywu było niemało ( generał Anders, wódz Sosnkowski, Zygmunt „Szendzielarz” Łupaszka- Wyklęty z Wileńszczyzny), jednak nie mogli oni zapobiec decyzjom kierownictwa w kraju.

Zamiast „zastanawiać się jak my mamy tą wojnę przegrać” Warszawiacy mieli wykonać rozkaz Okulickiego „mury się muszą walić, krew się musi lać. Tylko w ten sposób możemy wstrząsnąć sumieniem świata”. Mrozi krew w żyłach, na pierwszy rzut oka powiedziałbym, że są to słowa sowieckiego generała, który nie ma już nic do stracenia i wysyła żołnierzy na pewną śmierć. Niedaleko Okulickiemu do Żukowa, oj niedaleko.

I oczywiście bilans strat. W powstaniu zginęło aż 200 tysięcy Polaków i niecałe 2 tysiące Niemców. Co równie ważne „ po stronie niemieckiej ginęli ludzie 3 sortu, byli dirlewangerowcy, czyli gwałciciele i sadyści, kolejni bandyci z brygady RONA Kamińskiego. Po polskiej stronie ginęli lekarze, poeci, inżynierowie, a przede wszystkim młodzież- przyszła elita kraju”.

Rozgrzebując rany, pamiętajmy że dyskutujemy nad tysiącami młodych i nie tylko ofiar, które walczyły za wolną Polskę. To był dla nich wyrok śmierci, a jednocześnie jedyne od lat poczucie chwilowej wolności. Gdyby honor i męstwo przynosiły w wojnach nowoczesnych zwycięstwo, tak jak miało to miejsce jeszcze w średniowieczu nie leżelibyśmy na mapie między młotem a kowadłem.

PS.
Trafić do Sali Rady Wydziału Humanistycznego to jak ukończyć do końca podchody. Znalazłem, jakby nie patrzeć reprezentacyjną część wielkiej odpicowanej gabloty jaką jest nowy „Humanik”, dzięki kilkunastu strzałkom z plakatem debaty, zamalowanymi na ścianach. Może i chwyt ciekawy, ale dający do myślenia.



Jesienne podsumowanie letnich wy-skoków. Z nadziejami na... zimę


Letnie Grand Prix w roku 2013 przeszło do historii. Na 8 skoczniach odbyło się 11 konkursów indywidualnych i 3 drużynowe, punkty zdobyło 101 skoczków. Triumfatorem rozgrywek z dorobkiem 440 punktów został Niemiec Andreas Wellinger, z polskich skoczków najpokaźniejszy dorobek uzyskał Krzysztof Biegun. 290 „oczek” dało młodemu Polakowi piąte miejsce w klasyfikacji generalnej. Co działo się latem na skoczniach świata, jakie wnioski można wysunąć po wynikach? Fanów skoków odsyłam też TUTAJ

Wygrał cykl skacząc w 5 konkursach
Wyczyn zwycięzcy, Andreasa Wellingera, należy, jeśli nie do bezprecedensowych to na pewno wyjątkowych. Świetnie dysponowany latem Wellinger zwyciężył w całym cyklu LGP biorąc udział jedynie w 5 konkursach. Ani razu nie schodził w nich z podium- zwyciężał trzykrotnie (Wisła, Courchevel i na zakończenie w Klingenthal), drugi był w Hinterzarten, a trzeci w Einsiedeln. Podobnie jak większość światowej czołówki odpuścił sobie skoki w japońskiej Hakubie, nie pojawił się też na skoczniach w Ałmatach i Niżnym Tagile.

Unijne miliardy na transport w Polsce Wschodniej. Kiedy odczujemy poprawę?

Gros środków finansowych z Programu Operacyjnego Polska Wschodnia 2014-2020 przeznaczone zostanie na unowocześnianie biznesu i poprawę połączeń transportowych miast wschodniej Polski. Na konsultacjach społecznych, które miały miejsce 1 października w Białymstoku,  poinformowała o tym wiceminister rozwoju regionalnego Iwona Wendel.

Program Operacyjny Polska Wschodnia obejmuje pięć polskich województw wschodnich: warmińsko- mazurskie, podlaskie, lubelskie, podkarpackie i świętokrzyskie i stanowi znaczące wsparcie dla samorządów. Regiony te wsparte zostały poprzednim programem sumą 2,2 miliarda euro. Jak zapowiedziała wiceminister, środki przeznaczone na kolejne lata będą podobne i wyniosą ok. 2 miliardów euro. Z tej sumy ponad połowa (ok. miliard euro) przeznaczona zostanie na poprawę najistotniejszych obszarów: inwestycji w kolej i systemy zarządzania ruchem drogowym.

fot. polskawschodnia.gov.pl
W kwestii poprawy jakości transportu możemy mieć mieszane odczucia. Środki komunikacji uległy zdecydowanemu polepszeniu, miejskie tabory głównych ośrodków „Wschodu”- Lublina i Rzeszowa- w niczym nie odstają od tych warszawskich czy wrocławskich. Niskopodłogowe maszyny, z klimatyzacją, miejscami dla niepełnosprawnych, przesiąknięte elektroniką wyglądają jak wypieszczone perełki, którymi lokalna władza chlubi się jak tylko może. Do 2020 roku na komunikację miejską przeznaczone zostanie  ok. 840 milionów euro (85  procent budżetu). Dzięki nim powstaną nowe linie kolejowe i trolejbusowe, ulice i obwodnice miast, służące rozwojowi przede wszystkim większych ośrodków (Lublin, Rzeszów, Białystok).

Poza wojewódzkimi miastami nie jest już tak kolorowo. Połączenia kolejowe, z których korzystają masy studentów i nie tylko,  są największą bolączka w transporcie międzymiastowym na Wschodzie. Ileż to razy podróżujący koleją z „prowincji na prowincję” zmuszeni byli czekać po kilkadziesiąt minut na spóźniony pociąg, jak wiele razy jeździli ściśnięci w jedynym (!) wagonie niczym ryby w puszce? Postoje w trasie i wypadki również nie należały do wyjątków. Dodatkowe wagony pojawiają się nie zawsze, a z czasowością docelową pociągów też bywa różnie. W tej kwestii zmian na lepsze jeszcze nie widać, a pieniądze unijne przeznaczone na unowocześnienie i usprawnienie kolei Polski Wschodniej wydają się prezentem idealnym, którego wręcz nie wypada zmarnować. Unijne wsparcie na kolej może wynieść w ciągu 6 lat nawet do 300 milionów euro.  


Wiele zależy od władz centralnych. Przedstawiciele obecnego rządu będą pertraktować Program z Komisją Europejską na przełomie 2013 i 2014 rok, a następnie dysponować uzyskanymi środkami. Do 2020 roku polski parlament zmienić może się co najmniej 2 razy, ale przydałoby się, by stanowisko polityków w sprawie funduszy na transport  i plany realizacji projektów były konsekwentnie realizowane.

Polska - Bułgaria 2:3. Odpadliśmy z Mistrzostw Europy

Na barażach o ćwierćfinał polscy siatkarze zakończyli udział w Mistrzostwach Europy. Po zaciętym meczu „biało- czerwoni” ulegli Bułgarii 2:3, mimo że prowadzili już 2:0 w setach. Odpadnięcie siatkarzy dopełnia obrazu klęski polskiego sportu drużynowego jak a nastąpiła we wrześniu- przed nimi z turniejami przedwcześnie żegnali się koszykarze (Euro), siatkarki (Euro), piłkarze, zarówno reprezentacji (mundial) jak i klubowego mistrza Polski (Liga Mistrzów).

Miłe złego początki
Dwa pierwsze sety wygrane do 22. punktów nie zwiastowały pięciosetowego maratonu. Polacy, tak jak w meczach grupowych, nie zachwycali, momentami wręcz irytowali swoją nieregularnością. Gra z kontry była – tak jak w całym turnieju – piętą achillesową polskiego zespołu. Przy dobrym przyjęciu (zwłaszcza libero Paweł Zatorski, Michał Winiarski) i wykańczaniu ataków w najważniejszych momentach setów i przy błędach rywali to "biało- czerwoni" jako pierwsi uzyskiwali 25 punktów. Niepokoiły nas z kolei liczne błędy w polu serwisowym. Nasi serwujący, szczególnie Grzegorz Bociek, oddali w ten sposób kilka bezcennych punktów.

Z Bułgarią o ćwierćfinał, Rosja szczęśliwie ominięta

Skoro już oglądam siatkarskie turnieje wrześniowymi miesiącami od lat, pozwolę sobie poblogować i komentować sytuację naszych siatkarzy na kolejnym etapie rozgrywki polsko- duńskiego EURO. W ostatnim meczu grupy B Polscy siatkarze pokonali Słowację 3:1 (26:24, 20:25, 25:19, 25:22). Zwycięstwo dało „biało- czerwonym” 2. miejsce w grupie B i pozwoliło uniknąć Rosji w barażu o ćwierćfinał Mistrzostw Europy.

Podopieczni trenera Andrei Anastasiego zmierzą się w barażu o ćwierćfinał z Bułgarią. Rywal wydaje się kibicom jak i samym siatkarzom w zasięgu. - Byliśmy przygotowani na każdą drużynę, aczkolwiek na pewno trochę łatwiej będzie się nam grało z Bułgarami. Myślę, że kibice zrobią fajny kocioł, a my zagramy swoją siatkówkę. To powinno wystarczyć do zwycięstwa – przyznał dla Wirtualnej Polski Grzegorz Bociek, atakujący reprezentacji, odkrycie turnieju.

Siatkarska nerwówka z happy endem na otwarcie Mistrzostw Europy

W pierwszym meczu mistrzostw Europy w siatkówce reprezentacja Polski pokonała Turcję 3:1. Na chwilę obecną jedno jest pewne- wynik satysfakcjonuje zdecydowanie bardziej niż gra „biało- czerwonych”.


Najważniejsze są w tej chwili trzy punkty, które zainkasowali Polacy przy takim wyniku. Mecz „wejścia” w turniej nie był jednak spacerkiem. Mecz z Turcją pokazał mnóstwo kontrastów w grze Polaków. Turniejowa maszynka w narodowych barwach wyglądała momentami na niezgrany kolektyw, popełniający najprostsze błędy. Najbardziej drażniło to widzów w Ergo Arenie i przed telewizorami w trzecim i czwartym secie, kiedy wyniki setów i całego meczu były wciąż otwartą sprawą. 

Planica z rekordem świata już w 2014 roku?

Norwesko-słoweńska rywalizacja o rekord świata nabrała dziś tempa. Na Letalnicy- słoweńskim mamucie, który w 2011 roku utracił miano największej skoczni świata na rzecz Vikersundbakken- rozpoczęła się gruntowna modernizacja. Cel jest jasny: odzyskanie rekordu świata.

Bariera 240 metrów padła na początku 2011 roku. Johan Remen Evensen dwukrotnie bił rekordy świata- najpierw  uzyskał  w treningu 243,5 metra, a później, w kwalifikacjach 246,5 metra. Ostatni wynik jest po dziś dzień najdłuższym skokiem w historii. Poprzedni rekord, należący do Bjoerna Einara Romoerena, wynosił 239,5 metra i został ustanowiony w Planicy w 2005 roku. Do wyniku Evensena zbliżyli się jego rodacy: Anders Fannemel (244,5 metra) i Rune Velta (243) w 2012 roku oraz Gregor Schlierenzauer (243,5) w 2012 roku. W granicę 250. metra celował, będący w znakomitej formie podczas Turnieju Czterech Skoczni ,kolejny Norweg, Anders Jacobsen. Z tych planów nic jedna nie wyszło, sędziowie i natura pozwoliły dofrunąć w tym roku do 240. metra jedynie Schlierenzauerowi.   

17 września- cios, który pociągnął kolejne zbrodnie

W nocy z 17 na 18 września 1939 roku polski ambasador w Moskwie, Wacław Grzybowski, został wezwany w trybie pilnym do Komisariatu Spraw Zagranicznych. Zastępca Wiaczesława Mołotowa  (odpowiednika naszego ministra spraw zagranicznych) -Władimir Potiomkin - wręczył polskiemu ambasadorowi notę dyplomatyczną, która uzasadniała de facto zbrojną napaść na Polskę.
Stalin potrzebował pewności, że alianci nie wesprą Polski oraz powodu, który pozwoliłby złamać pakt o nieagresji z 1932 roku. Po spełnieniu pierwszego warunku Sowieci uznali, że Polska zbankrutowała, a Warszawa została zdobyta przez hitlerowców. W nocie znalazł się wpis „wzięciu pod opiekę ludności ukraińskiej i białoruskiej” zamieszkujących przedwojenne Kresy II Rzeczpospolitej. Dla Związku Radzieckiego był to oficjalny pretekst do wkroczenia, nieoficjalnie zaś argument do zrealizowania założeń paktu Ribbentrop- Mołotow, a przede wszystkim tajnego protokołu. Ten ostatni mówił o podziale Polski na część okupowaną przez Niemców i Sowietów.

POkruszenie

Z niepokornej „trójcy”: John Godson, Jarosław Gowin, Jacek Żalek, która niedawno wstrzymała się od głosowania w sprawie budżetu i której zawieszono członkostwo w partii na trzy miesiące, wszyscy są już poza Platformą Obywatelską. Ostatni z posłów potwierdził decyzję swojego odejścia z partii Donalda Tuska dziś o godzinie  11.

Pojedyncze odchodzenia „konserwatystów” nie wydają się przypadkową zagrywką. Zgrane w czasie, a jednocześnie prowadzone indywidualnie przez każdego posła z osobna , są serią wymierzonych ciosów, za którymi idą kolejne politologiczne i medialne spekulacje. Mowa tu o faktycznej rozsypce Platformy, a przynajmniej części, którą skupiał do tej pory Gowin. Podobna nagonka, w zgranym medialno- opozycyjno- internetowym tonie nie miała wcześniej miejsca odkąd w 2007 PO, wespół z koalicyjnym Polskim Stronnictwem Ludowym, przejęli władzę w polskim parlamencie.

Ulotko-zwała

Duże miasto wojewódzkie we wschodniej Polsce, centrum miasta. Między  dziesiątą a jedenastą rano, kiedy przebywam w tym miejscu, ma miejsce godzina szczytu w pracy roznosicieli ulotek. Wolnych strzelców, ale chodzących w dwójkach czy trójkach, którzy pragną opróżnić swoje plecaki z dniówkowej normy. Co na to przechodnie?

Kilkugodzinny wypad na załatwienie spraw w „sercu” miasta wyglądał jak wymierzona w przechodnia seria wystawionych rąk z ulotkami. Nie ważne czy człowiek stary czy młody, czy goni jak szalony na piechotę, czy włóczy się po restauracjach. Czy omija ubranych w stroje z logiem firmy roznosicieli szerokim łukiem czy sprawia wrażenie zainteresowanego ofertą. Wystawiona ręka z ulotką wycelowaną w nas stawi nas przed wyborem: wziąć, nie wziąć, grzecznie odmówić?

Młodsi przechodnie chętniej pomagają w pracy. Czy robią z tego pożytek? Już niekoniecznie, patrząc na ichj zachowanie kilka metrów dalej. Łącząc szczytną ideę pomocy bliźniemu oraz ostrożność przed kilogramami papierkowej zwały zdecydowałem się przyjmować co drugą ulotkę. Prym wiodą szkoły zawodowe i kursy językowe, w dużej ilości spotkamy się także z ofertami szkolenowymi, „chwilówkami”, promocyjnymi zniżkami w gastronomii szybko obsługiwanej. Standard.

Pracodawcy dla roznosicieli – tych sezonowych, ale i bardziej regularnych-  wciąż wierzą, że większa ilość „makulatury” przekazana w ręce ładnie ubranych młodych czapeczkowiczów zwiększy popularność i podniesie zyski. Nie trzeba mówić, gdzie ląduje przytłaczająca większość pomiętolonych świstków, które są wyznacznikami pracy roznoszących. Jeśli nie w pierwszym, to w kolejnym koszu, w najlepszym wypadku w torbie ucznia/ studenta, który może wypakuje ją z kieszeni w domu.

Morale roznosicieli jest poddawane, przez kolejne dni pod rząd, nieprzyjemnemu testowi. Nic dziwnego, że opanowują w odpowiednie godziny najbardziej tłoczne punkty centrum, po czym widząc przechodzących na zielonym rzucają się na kolejne gromady pieszych. By jak najszybciej opróżnić swoje papiery i fajrant do domu!

Głupota takiego rozwiązania musi mieć swoją granicę. Graficzna reklama na małym skrawku śliskiego papieru mogłaby być efektywniej wykorzystana, a roznosiciele nie oglądaliby efektów swojej pracy w pobliskim koszu. Przynajmniej na taką skalę...

W słusznej sprawie- polski wrzesień 1939 roku

Szybka klęska, która obróciła dwudziestoletni dorobek polskiego państwa w gruzy czy raczej ratunek sprawy i własnego honoru w momencie, kiedy reszta świata dla ratowania pokoju oddałaby kolejne części własnej suwerenności? A może wszystkiego po trochu? Polski wrzesień 1939 roku jest kolejnym tematem do wielkiej debaty historycznej.

Zachować pamięć
Pielęgnowanie tej czułej dla Polaków daty jest czymś oczywistym. W corocznych uroczystościach biorą udział  przedstawiciele kolejnych władz, które przypominają o tym, co spotkało naród polski i świat pierwszego wrześniowego poranka 1939 roku o 4:40. Myślami jesteśmy wówczas z obrońcami Westerplatte, Poczty Gdańskiej, mieszkańcami Wielunia i wszystkimi polskimi armiami, na które bez wypowiedzenia wojny rzuciły się wojska Hitlera.

Niewykorzystany potencjał sierpniowej rocznicy


Niedoceniane dni które połączyły Polaków pod koniec „gorącego” lata 1980 roku są co roku tematem szerokiej dyskusji. Medialnej, politycznej, wśród samych związkowców. Dziś, w 33 rocznicę podpisania Porozumień sierpniowych w Gdańsku, prezydent Wałęsa wspomniał, by 31 sierpnia wszedł do kanonu polskich świąt państwowych.

33 lata temu zostały podpisane Porozumienia Sierpniowe w Gdańsku. Oprócz nich podpisano podobne w Szczecinie, Jastrzębiu Zdroju i Hucie Katowice. Sygnowane były przez partyjnych reprezentantów PZPR-u i opozycjonistów z „Solidarności”. Najsłynniejsze – gdańskie – zwieńczone podpisem lidera ruchu Lecha Wałęsy, stało się dla Polski i całego bloku symbolem przemian. Były to pierwsze wymuszone na władzy decyzje, na które, pod naporem kilkumilionowej „Solidarności”, przystała. Porozumienia rozpoczęły polską drogę do wolności, zakończoną Okrągłym Stołem i częściowo wolnymi wyborami z 4 czerwca 1989 roku.

Panowie, oby tak w zimie!

Na niezłe, nawet bardzo dobre występy polskiej reprezentacji z ubiegłych letnich konkursów reagowaliśmy w sposób stonowany. Że przyjdzie zima, która najlepiej zweryfikuje formę skoczków w najważniejszych momentach, że na skocznie wrócą wielcy nieobecni z lata, w końcu że i tak będziemy odstawać od najlepszych. Tego lata nawet tak „chłodne” argumenty zostały przysłonięte przez wyczyny „biało- czerwonych” na skoczniach.   
   
Do przylasków nad kolejnymi popisami polskich skoczków w Letnim Grand Prix zdążyliśmy przyzwyczaić się od kilku lat. Nie dziwiły nas zwycięstwa (Maciej Kot, Kamil  Stoch) okraszone rekordami skoczni (Courchevel 2011, Stoch), wysokie punktowanie reszty (Dawid Kubacki w sezonie 2010 i 2012, Piotr Żyła w 2011). Problem następował później, kiedy do walki o Puchar Świata wracali silni Austriacy, kiedy „wyższy bieg” włączali Norwegowie i Niemcy. Nasi zostawali w tyle.

Statystyki ze skoków letnich i zimowych pokazują ważną tendencję- główni aktorzy lata prezentują się zimą co najwyżej przeciętnie. Z kolei w zimie rządzą skoczkowie, którzy letnią odsłonę sobie odpuścili, bądź gościnnie zaprezentowali się na jednej lub dwóch skoczniach. W formie raczej treningowej. Z czołowej „piątki” LGP 2012 tylko Maciej Kot znalazł się w najlepszej dwudziestce późniejszej zimy. Skoczków, którzy wyskakali sobie co najmniej piąte miejsca w generalkach letnich i zimowych ( w tej kolejności) można policzyć na palcach jednej ręki.

Jak kibole trzymają w garści kluby


Problemy z bluzgami rzucanymi pod adresem Polskiego Związku Piłki Nożnej zeszły, przy obecnych wyczynach kiboli, na dalszy plan. Do myślenia daje nie tyle bezkarne poczynanie stadionowych „radykałów” co postawa bezradności zarządów klubowych i samej centrali piłkarskiej.

I nie chodzi, wbrew pozorom, o demolowanie stadionów, czy przerywanie widowisk przez pirotechniczne cuda. W tych przypadkach obserwujemy wyraźny postęp. Wciąż pozostają jednak wulgaryzmy, obraźliwe hasła, forsowanie barierek i wbiegania na murawę…
Rozpoczęło się od popisów kiboli Lecha. W meczu z Żalgirisem Wilno w europejskich pucharach przyjezdni rozwiesili transparent „litewski chamie klękaj przed polskim panem”. Szowinistyczna manifestacja tylko rozsierdziła kibiców Żalgirisu, a szczególnie jego piłkarzy. Ci wygrali dwumecz z wicemistrzem Polski eliminując ich z pucharów już w sierpniu.

Świat bez Rosji?


Na tak odważną geopolityczną diagnozę zabrakłoby mi odwagi, ewentualnie argumentów równie ciężkiej „wagi”. W jednym z ostatnich numerów „Do Rzeczy” Wiktor Suworow, dawny radziecki agent, przyznał, że już za 15-20 lat ROSJA PRZESTANIE ISTNIEĆ. Wyjątkowo odważną wizję oparł na kilku argumentach.

„Bolszewika goń, goń, goń…”


15 sierpnia jest dla Polaków datą szczególną. Chrześcijanie obchodzą wówczas święto Wniebowstąpienia Najświętszej Maryi Panny. Oprócz święta kościelnego wspominamy wówczas jedną z najważniejszych bitew w historii Polski - Bitwę Warszawską z 1920 roku. Obydwa wydarzenia łączy symboliczna nazwa „cudu nad Wisłą”. Zwycięstwo Polaków ocaliło niepodległość dopiero co odrodzonego państwa, a weterani ówczesnej wojny, uzyskali w nowej ojczyźnie status niemalże nietykalnych. Kilka czynników miało decydujące znaczenie dla losów wyrównanej i trudnej wojny polsko- radzieckiej.

Ocalili Europę
Bitwa Warszawska jest jednym z ostatnich samodzielnych zwycięstw wojsk Rzeczypospolitej. Po udanej kontrofensywie z nad Wieprza trzon radzieckich sił, którym przewodził młody generał Michaił Tuchaczewski, musiał wycofać się z pod polskiej stolicy. Niedoszły zdobywca Warszawy, a może Berlina i Paryża nie przeszedł „po trupie Polski na Zachód”, jak wspominał w przemówieniach frontowych przy swoich podkomendnych. Zamiast tego, rozpoczął się paniczny odwrót w stronę Rosji i Prus należących do Niemiec.
Sytuację Rosjan skomplikował fakt, że armia Tuchaczewskiego nie otrzymała wsparcia idącej od Lwowa Armii Konnej Siemiona Budionnego. Jedni mówią, że szable Budionnego utkwiły w Galicji Wschodniej, nie mogąc sobie poradzić z wojskami Frontu Południowego gen. Wacława Iwaszkiewicza, inni, że przyczynił się do tego komisarz frontu południowego Józef Stalin, nie idąc w sukurs Tuchaczewskiemu. Między armiami powstała słabo obsadzona „luka”, w którą 15 sierpnia 1920 roku uderzyli Polacy.

Go Brazil, go!

   Nadchodzi czas próby największego państwa Ameryki Południowej - za niecałe 10 miesięcy wystartuje na zachodniej półkuli pierwszy od dwóch dekad mundial. Gospodarze, głodna sukcesu Argentyan z Lionelem Messim, obrońcy tytułu Hiszpanie, silni zawsze i wszędzie Niemcy, nieprzewidywalni Włosi... Kandydatów jest kilku, tytuł tylko jeden... Kto za rok będzie miał najlepszą reprezentację globu?

   Mundial będzie „próbą” generalną przed igrzyskami, to organizacja piłkarskiego święta da odpowiedź, czy Brazylia jest gotowa na jeszcze większą, bardziej prestiżową imprezę. Czy wschodząca potęga gospodarcza podoła wyzwaniu jakim bez wątpienia jest organizacja dwóch wielkich sportowych wydarzeń podrząd? Brazylia przeżywa gospodarczo- polityczny kryzys, krocie budżetowych środków idą na budowę olimpijskich obiektów i wiosek, renowację przeżywa właśnie świątynia futbolu- tamtejsza Maracana. Najbiedniejsi, czy nawet przedstawiciel klasy średniej woleliby aby pieniądze trafiły na cele przyziemne, po których poczują faktyczny wzrost zamożności. Czyli: nowe szpitale, szkoły, drogi, w szczególności miejsca pracy…

Musieli walczyć. Inaczej

   Jak co roku wraz ze zbliżającym się 1 sierpnia, nabiera rozgłosu publiczna dyskusja o słuszności wybuchu Powstania Warszawskiego. Tragedia polskiej stolicy z 1944 roku jest, obok Stanu Wojennego, raną, która dzieli serca i pamięć Polaków jak żadne inne wydarzenie w najnowszej historii. Powstańcze znamię jednak nie musiało być tak wielkie…

Bez porównania
    Oba wydarzenia dzielą Polaków dość istotnie, porównywanie ich jednak względem siebie z perspektywy historycznej, politycznej, czy nawet moralnej nie ma większego sensu. To tak jakby przeciwstawić odzyskanie niepodległości w 1989 i 1918 roku. Państwowo- partyjny aparat PZPR bezkrwawo przekazał władzę ludziom „Solidarności” na podstawie uzgodnień Okrągłego Stołu, a wcześniej z Magdalenki. Państwo Piłsudskiego dokonało nieporównanie większego wysiłku, okupionego śmiercią (nierzadko bratobójczą) ponad miliona obywateli i żołnierzy, złączyło w całość spuściznę trzech zaborców, ostatkiem sił odrzuciło czerwony pochód na Warszawę. Nikt wówczas nie przypuszczał, że stolicę czeka spustoszenie, którego dokonają razem, nomen omen wzajemni wrogowie.

Dwa dni z Wilna wzięte

Wyprawiając się do Wilna, nie miałem prawa spodziewać się wrażeń jakie wywoła na mnie stolica Litwy. Dzięki fantastycznym gospodarzom (pozdrowienia dla przewodnika Asi i szofera Gierka J) nasze oczy dotarły do każdego istotnego dla Polaków zabytku Wilna.

Ostra Brama i kościoły...
To jedynie niewielki procent sakralnych budynków, w których "odfajkowaliśmy" swoją obecność. W samym centrum i dookoła Starówki naliczyłem cztery cerkwie, około siedmiu kościołów, synagogę i kilka przydrożnych kapliczek. Był jednak jeden kościół, który wyróżniał się z pośród innych - Kościół św. Piotra i Pawła. Zdobi go na ścianach i od kopuły ponad dwa tysiące rzeźb o symbolice biblijnej, mitologicznej i historycznej. Tak jak w innych przypadkach, zdjęcie nie odda wrażenia jakie ogarniało patrzących się w górę turystów.

3,2,1...skoki!

   Wierni kibice i fani, jakby nie patrzeć zimowej dyscypliny, czekali na ten piękny letni dzień z niecierpliwością. Po kilkumiesięcznej przerwie wracają skoki narciarskie na najwyższym poziomie. Rozgrywki z cyklu Letniego Grand Prix rozpoczynają się weekendowymi konkursami w Hinterzarten (26-28 lipca). Wraz z kolejnym LGP rośnie ranga skoków pań- w tegorocznym kalendarzu będziemy mieli dwa konkursy mieszane: w Hinterzarten i Courchevel.

   Panowie zaprezentują się na dziewięciu obiektach. Wśród nich, po inauguracyjnych skokach w Hinterzarten, znalazła się nasza Wisła „Malinka”. Następnie elita światowych skoków, która zdecydowała się pokazać swoją dyspozycję latem, uda się na dwa konkursy do francuskiego Courchevel (jeden konkurs na wielkiej skoczni, jeden mieszany na średniej HS 96) i jeden do Einsiedeln w Szwajcarii (HS 117). W sierpniu odbędą się ponadto konkursy w dalekiej Japonii (Hakuba HS 131), z których zrezygnuje zapewne część zawodników.

Kiedy nie można spokojnie usiedzieć…

   
  Pęd życia, obowiązków, wyzwań, niezwykli ludzie z jeszcze bardziej niezwykłymi doświadczeniami, chłonne umysły, nawet po pięciogodzinnym śnie, hektolitry kawy, herbaty i procentów płuczących magnez w tempie zatrważającym- to wszystko można sprowadzić do jednego słowa. MŁODOŚĆ. Taka, która nie pozwala spokojnie usiąść na czterech literach, nakręca nas nie tylko w roku szkolnym czy akademickim, ale w szczególności (studencką brać na pewno!) na wakacjach.

   Nie jestem zwolennikiem pamiętnikarstwa w blogowej formie, ale należy w kilku słowach wytłumaczyć przyczyny mojej dłuższej nieobecności w cyberświecie. Do głównych sprawców odbicia mnie od życia sieciowego były przygotowania do obrony licencjackiej ( operacja „Dyplom” zakończyła się powodzeniem) i tygodniowy wyjazd na Wakacyjną Akademię Reportażu imienia Ryszarda Kapuścińskiego. Obronę i towarzyszące jej emocje odstawiam na bok, więcej emocji - tak, to nie paradoks- wzbudził pobyt na wspomnianej Akademii.  Moją kartą przetargową, której zawdzięczam pobyt w Siennicy Różanej, był reportaż ( pisany na wyczucie, do pełni gatunku jeszcze trochę brakuje) o pobycie w Zakopanem na skokach narciarskich w tym roku. Relacja z trzech dni zimowego święta pod Tatrami spotkała się z życzliwą oceną organizatora Akademii i rekrutera, redaktora Franciszka Piątkowskiego. Na takich ludzi warto czekać na swojej „ścieżce”.

Tenisista światowego kalibru



   Po odpadnięciu wczoraj Jerzego Janowicza w półfinale Wimbledonu możemy spokojnie przeanalizować, nie bez przesady to napiszę, najlepszy turniej wielkoszlemowy Polaków w historii tenisa.

  Janowicz i Radwańska w półfinałach, w dodatku z szansami na finały (tak obydwoje), Kubot w ćwierćfinale, wyeliminowany przez naszego „Jerzyka” – o takich wynikach nasi tenisiści, szczególnie panowie mogli jeszcze pół roku temu jedynie pomarzyć. Nad szansami na triumf Radwańskiej nie będę się rozwodził, ale dołożę swój głos w dyskusji- takiej szansy jak mecz z pogromczynią Sereny Williams, Niemką Sabine Lisicki, w półfinale Polka może już nie mieć…

   O Janowiczu wspominałem na blogu jeszcze w tamtym roku jesienią, kiedy to wbił sportowy światek w osłupienie dochodząc do finału prestiżowego turnieju ATP w Paryżu. Po tym turnieju wypalił w górę rankingu, przeobraził się z nieznanego szerszej publiczności tenisisty z poza czołowej setki w rozstawionego kandydata do walki o największe turnieje. Czyli te wielkoszlemowe.
   Nad Wisłą euforia, która przyszła z Paryża była nie do popisania, media już widziały Jurka w finale Australian Open. Tam nie poszło najlepiej, zapamiętaliśmy z występów Janowicza, nerwowe krzyki i kłótnie z sędziami aniżeli grę na najwyższym światowym poziomie.

"Tłumacz się Niemcu" - o serii "Nasze matki, nasi ojcowie"


   O odkupionym od Niemców, wyemitowanym niedawno przez polską telewizję serialu „Nasze matki, nasi ojcowie”  ("Unsere Mütter, unsere Väter") usłyszeliśmy już wiele. Że źli Niemcy (no bo przecież jacy faszyści!) zakłamują historię, że faszystowskim soldatom kręgosłup moralny wyrwał zły fuhrer, że jeszcze z początku wojny psychika biednych żołnierzy nie pozwalała na masakry radzieckich  podludzi. Pozwolę sobie spojrzeć jednak na inną stronę kontrowersyjnego serialu.

   Podobny scenariusz zaobserwować można w innej niemieckiej produkcji „Stalingrad”, gdzie czwórka głównych bohaterów zostaje przerzucona z urlopu w słonecznej Italii na front wschodni, do stalingradzkiego piekła. To przecież przełom 1942 i 1943 roku, a porządnym żołnierzom przecież nie w głowie są wojenne jatki, masakry jeńców. Ci panowie, podobnie jak bracia Wilhelm i Friedhelm z „Naszych matek, naszych ojców” jadą na front wschodni poszerzać zasięg ojczyzny, oczywiście jej BRONIĄC, by w przyszłości osiąść na zdobytym terenie gdzieś nad Wołgą.

Trwonienie na potęgę. O przepłacaniu za Portugalczyków


  Nie od dziś wiemy, że portugalscy piłkarze to absolutna światowa czołówka. Z drugiej strony reprezentacja tego malutkiego kraju z półwyspu Iberyjskiego nigdy (!) nie zdobyła Mistrzostwa Świata ani Europy, a portugalski klub FC Porto jedyny raz (2004) sensacyjnie zwyciężył w klubowej Lidze Mistrzów. Zasługą takiej kolei rzeczy są posezonowe wyprzedawania piłkarzy na potęgę. Miliony euro zarobione przez najlepsze kluby: wspomniane Porto, Benfice Lizbona i Sporting Lizbona, nie przekuły się na seryjną dominację w Europie. Ogółem, w portugalskich piłkarzy kluby włożyły od początku tysiąclecia blisko 700 milionów euro!
 Na niemieckim portalu transfermarkt.de przejrzałem wszelkie transfery portugalskiego „towaru”, także zagranicznych piłkarzy wypromowanych przez wspomnianą trójcę, w końcu zmiany klubowe Portugalczyków mające miejsce poza ojczyzną. Morał jest krótki: za Portugalczyków się przepłaca, większość gwiazd wypala się w hiszpańskich, angielskich, włoskich klubach, po czym ich cena leci dramatycznie w dół. Biorąc pod uwagę jakie brylanty wychodzą z tamtejszej ligi, czytaj: jakie pieniądze dostają tamtejsze kluby, utwierdzam się w przekonaniu, że portugalscy piłkarze szybciej lub wolniej na obczyźnie wiotczeją. Po zabłyszczeniu ( w końcu 30 milionów na byle gracza nie pójdzie!) swoją techniką w rodzimej lidze, w lepszych, zagranicznych ligach jakby trwonili swój talent.

42 kilometry 195 metrów ulicami Lublina - fotoreportaż, ciekawostki


















Biegacze zawodowi i amatorzy, młodzież i „weterani”, kobiety i mężczyźni sprawdzili wczoraj swoją biegową wytrzymałość na ulicach Lublina. Organizowany po raz pierwszy Maraton Lubelski, swoiste otwarcie Nocy Kultury, przeszedł do historii. 42 kilometry i 195 metrów po pagórkowatych ulicach Lublina najszybciej pokonał reprezentant Ukrainy Aleksander Hołowicki.
Jako wolontariusz postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce i zatrzymać w ujęciach zdjęć te wyjątkowe chwile. Już na sam koniec parę liczbowych ciekawostek:

Wisła w Pucharze, negatywne emocje zostają

   Mało kto wierzył że druga polska skocznia, po licznych organizacyjnych skazach, walcząca z coraz szerszą międzynarodową konkurencją (nadciągającą ze Wschodu, wspomaganą ogromnymi sumami pieniędzy) powróci do pucharowego kalendarza na kolejny sezon. Międzynarodowa Federacja Narciarska znana jest z dokładnego planowania swoich decyzji i niezwykle rzadko je zmienia. Tym razem stało się inaczej, styczniowa impreza narciarska ponownie rozegra się w dwóch polskich kurortach: Zakopanem i Wiśle.

   Organizatorzy inauguracyjnego Pucharu Świata w Wiśle od początku musieli mieć się na baczności. W Letniej Grand Prix Wisła zanotowała bubla w postaci… awarii oświetlenia. Drużynowy konkurs zakończył się po pierwszej kolejce skoczków w drugiej rundzie. Powtórzenie się takiej historii wyeliminowałoby Malinkę z kalendarza na kilka, jak nie kilkanaście lat…

Żużlowa farsa. Jeździli sami ze sobą.


   Z „brudnym” sportem miałem dotychczas styczność jedynie w mediach, kiedyś w sportowych podsumowaniach śmigał mi na ekranie polski czempion tej dyscypliny Tomasz Gollob. Polska liga żużlowa jest najlepsza na świecie, ponadto w ostatnich latach nasza drużyna wiodła prym w mistrzostwach świata.
   Ostatnio moją uwagę przykuła notka z Przeglądu Sportowego. Jak co tydzień- porcja świeżych wyników, tabelka, punkty. Nagle natrafiam na mecz Unia Leszno- Marma Rzeszów. Nie byłoby w tym nic niezwykłego gdyby nie wynik- 75:0!

Polska i Czechosłowacja w dobie komunizmu

    Nadciągnął czerwiec, a tym samym finisz (teoretycznie) mojego politologicznego licencjatu. Skończyłem pisać pracę, która lada dzień przejdzie odpowiednią obróbkę w seminaryjnych dyskusjach, w międzyczasie przydałoby się zdać ostatnie przedmioty, by spokojnie przystąpić do egzaminu dyplomowego. Nawet w pracy nie obeszło się bez historycznego hysia J
   Postanowiłem podzielić się ogólnymi, ale też tymi ciekawszymi morałami, które wyniosłem w trakcie pisania swojej pracy. Nie wciągając się w poważny wydźwięk tytułu- przedmiotem moich badań są relacje Związku Sowieckiego wobec satelickich państw Europy Wschodniej: Polski i Czechosłowacji w dobie zimnej wojny. Specjalnie wybrałem właśnie te państwa, funkcjonujące w sąsiedztwie od ponad tysiąca lat, a jednocześnie różniące się swoją historią, warunkami gospodarczymi, mentalnością w niemal każdym zaułku dziejów.

Come back nr 2- Janne powraca!



   Mówią: nic dwa razy się nie zdarza. A jednak on decyduje się na drugi powrót! Co stoi za decyzją Janne Ahonena, legendy skoków narciarskich fińskich i światowych,  multimedalisty konkurencji,  który kolejny już raz przerywa emerytalny odpoczynek? 36- letni Fin zadeklarował, że wesprze kolegów z reprezentacji w olimpijskim sezonie 2013/2014.

fot. sport.wp.pl
   Ahonen zawieszał nart na kołku dwukrotnie: w 2008 i 2011 roku. Drugie „przerwanie” wiązało się już nie tyle z sędziwym wiekiem (choć miał on blisko 34 lata), a niemożnością poradzenia sobie z rygorystycznymi wyrzeczeniami zimowego sportu. Półtora roku przerwy wybiły fińskiego skoczka z rytmu skokowego, choć pozwoliły na odniesienie takich sukcesów jak drugie miejsce w Turnieju Czterech Skoczni, czy czwarte w drużynie na olimpijskim obiekcie w Vancouver. Jak na Janne to jedynie przeciętność, jak na dzisiejszy stan fińskich skoków rezultaty, o których dzisiejsi skoczkowie mogliby pomarzyć. Od czegoś trzeba zacząć naprawę, tylko czy podobne lokaty usatysfakcjonują Ahonena?

Jak jadowite żmije nakarmiły się wzajemnie, a potem pożarły



   Przymierze Trzeciej Rzeszy i Związku Radzieckiego, znane pod nawą paktu Ribbentrop - Mołotow, doprowadziło do wybuchu II wojny światowej i likwidacji porządku wersalskiego. O podziale Europy utajnionym w specjalnym protokole wiemy już wszystko, tym razem zwrócę uwagę relacje gospodarcze, które połączyły oba totalitarne molochy już w przededniu wojny. Bez współpracy ekonomicznej szybkie wojny lat 1939-1940 w wykonaniu Rzeszy i Związku Radzieckiego nie byłyby możliwe.
   
propagandowa grafika- mariaż Hitlera i Stalina
   Historia bywa brutalna. Fakt, że całe porozumienie radziecko- niemieckie dla Trzeciej Rzeszy było rezerwowym rozwiązaniem, które doszło do skutku z powodu wstąpienia Polski do sojuszu z aliantami, mówi wszystko. Abstrahując od tego jak nasz kraj wykrwawił się podczas niemieckiej okupacji, wiemy, że wódz jeszcze w 1939 roku skłaniał się do wspólnej, z Polską, rozprawy z Sowietami. Nieustępliwość Józefa Becka pchnęła Hitlera w ręce Stalina.
  Rozmiary, jakie przybrała współpraca gospodarcza Niemców i Sowietów, pokazują, że bez wzajemnego wsparcia wojna potoczyłaby się inaczej. Rzeszy brakowało surowców, zboża, bawełny, drewna, które Związek Radziecki, jako potęga surowcowa świata, posiadał w wielkich ilościach. Z kolei Sowieci byli wojskowym kolosem na glinianych nogach z przestarzałymi technologiami, starą armią przygotowaną do realiów I wojny światowej, w dodatku z "wyczyszczonymi kadrami, w końcu dysponowali nieefektywnym przemysłem maszynowym, metalurgicznym, zbrojeniowym. Pyrrusowe zwycięstwo w zimowej wojnie z maleńką Finlandią nie wróżyło dobrze Armii Czerwonej.

Język polski być trudny!



   Zachachmęcił, hipochondryk, eksrzęcha – to kilka z najciekawszych słów zasłyszanych na piątym dyktandzie „Gżegżółki”. Podobnie jak rok temu postanowiłem dla własnej satysfakcji sprawdzić swoje nie- mistrzowskie zdolności ortograficzne i interpunkcyjne. Podstawówkowe laury w tej dziedzinie poszły już w niepamięć – teraz „teatr działań” słownych jest znacznie szerszy. Poprawna polszczyzna zobowiązuje, jednak wyrazy twarzy ludzi po całościowym odczytaniu tekstu przez lektora bywały co najmniej nie tęgie.
 
   Tekst dyktanda wyglądał tak:

Wypas, wypas, czyli o majówce w kwietniu


   I wtedy przyszedł maj, zrobiło się gorąco… Tak, wielkimi krokami zbliża się upragniony, wolny czas związany ze świętami pierwszych dni maja. Pracujący, studenci, uczniowie w końcu odpoczną, po trudach odpowiednio: żmudnej pracy, trudnej sesji, klasówkach i sprawdzianach ze znienawidzonych przedmiotów. Wszyscy odreagują też długą zimę. Najwięksi szczęśliwcy będą mieli na to nie 3, nie 5 a… 9 dni wolnego.


   Mówią, że Polak jest jednym z najdłużej i najciężej pracujących w Europie. Że pracoholizm wypłukuje w nas „zdrową substancję”, której możemy zazdrościć szczególnie Skandynawom, Francuzom, nawet Niemcom. Sytuacja związana z  tegoroczną majówką jest całkowitym zaprzeczeniem tych zdań.
   W tym roku z pomocą przychodzi przychylny nam kalendarz, dzięki któremu najwięksi szczęśliwcy będą mieli od kwietnia do końca sierpnia 9 dni wolnych (głównie czwartkowych świąt i piątkowych urlopów) nie licząc wolnych weekendów. Doliczając soboty i niedziele, pracownikom, którzy umiejętnie dobiorą sobie dni urlopowe  wyjdzie 17 dni wolnego! Czwartkowe święta to: Święto Flagi RP (2 maja), Boże Ciało (30 maja) i Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny (15 sierpnia).

Koalicja drży



   Ameryki nie odkryję stwierdzeniem, że decyzja o odwołaniu ministra Gowina była od co najmniej kilku miesięcy kwestią czasu. Niepokorny, zjednywający sobie elektorat konserwatywny jak i niezadowolonych wyborców PiS-u Jarosław Gowin już przed ministerską nominacją w 2011 roku, prezentował twarde poglądy i silną osobowość, z którą premier musiał się liczyć.
   Czy jego siła w partii i rządzie była zbyt wielka, zagrażająca jej spójności i względnej jedności? Prawda jest taka, że każda decyzja premiera, zarówno pozostawiająca Gowina w randze ministra, jak i odwołująca go, byłaby dla Tuska i całej koalicji rządzącej sprawą kłopotliwą, niewygodną. Nie bez znaczenia jest czas, w którym nastąpiło odwołanie Gowina. Sytuacja ma miejsce w przeddzień majówki, tak aby nastawieni urlopowo, oderwani w większym lub mniejszym stopniu od poważnej polityki, czytelnicy, wyborcy, forumowicze, mieli jak najmniej chęci do dyskusji i nagłaśniania sprawy.

Niemieckie łomoty w Lidze Mistrzów, „Lewy” na ustach Europy


   Dla odmiany wątku, już przed meczem Borussia Dortmund- Real Madryt zdecydowałem się przedstawić swoje wrażenia z półfinałów Ligi Mistrzów. Po dzisiejszym meczu obserwatorów i piłkarskich ekspertów przybędzie z pewnością sporo; od razu zaznaczam, że nie przystępuję do wpisu pod wpływem emocji chwili, uniesienia w polskim stylu, którego najlepszy przykład mam okazję śledzić w Internecie ;)
   Za nami półmetek półfinałów Ligi Mistrzów z niemieckimi i hiszpańskimi potentatami w rolach głównych. Nowy mistrz Niemiec rozgromił w pierwszym meczu wydawałoby się niepokonaną Barcelonę 4:0, z kolei „polska” Borussia rozjechała Real Madryt 4:1. Dokonała tego nogami futbolowego kata- oprawcy z Polski, Roberta Lewandowskiego. Cztery gole w półfinale Ligi Mistrzów- takiego meczu polski napastnik nie mógł sobie nawet wymarzyć…
   Jak będzie wyglądać finałowa para przekonamy się za tydzień, przed meczem zastanawiałem się nad współrządzeniem piłkarską Europą przez nacje z Hiszpanii i Niemiec. Osiem goli klubów niemieckich przy jednej Realu to prawdziwy piłkarski Blitzkrieg, huragan, który zdmuchnął barcelońsko- madryckie wyobrażenie o słabości reszty świata. Atut własnego boiska niemieckie kluby wykorzystały perfekcyjnie, jak bardzo musiałyby się spalić by nie awansować do finału LM?

Publicystyka historyczna- trafiona nisza czy medialny biznes?




  Zmiana linii w „Uważam Rze” i opuszczenie redakcji przez blisko trzydziestkę dziennikarzy – te wydarzenia zmieniły sytuację na polskim rynku mediów. W tle tradycyjnej walki o czytelnika o poglądach prawicowych, konserwatywnych, od początku roku rozgrywa się wyścig o czytelnika historycznego. Swój miesięcznik historyczny posiada „Uważam Rze” i „Do Rzeczy”, w połowie maja zamierza wystartować „Sieci Historii” braci Karnowskich. Publicystyka historyczna po „tej” stronie kwitnie w najlepsze. Jak wyjaśnić ten fenomen, czyżby Polacy polubili historię?

Alkohol na miasteczku studenckim



   Temat ten od zawsze wywoływał wśród żaków długą dyskusję. Zezwolić na jedno piwko przy ławce w parku akademickim, czy nie robić żadnych odstępstw od reguły niespożywania alkoholu w miejscach publicznych?

Pogoda zafundowała nam amplitudowy szok, wraz z nią diametralnie zmieniła się sytuacja studentów na miasteczku akademickim UMCS-u. W niespełna dziesięć dni zniknął śniegi i zimowa szaruga, które zastąpiły słońce i niemal 30 stopni na termometrze. Korzystając z błogosławieństwa niebios, dzięki którym najdłuższa zima od lat się skończyła, studenci przekierowali swoje akademickie życie na pobliski teren, na  świeże powietrze. Na koce, grille, parkowe ławki, spacery… W końcu odreagować można długą zimę, zdaną sesję, innymi słowy- można odpocząć poza akademikiem.

ZAKSA kontra Asseco Resovia, czyli walka o panowanie w siatkarskiej Polsce


   
   Rywalizacja o mistrzostwo Polski w siatkówce za sezon 2012/2013 przez kluby z Kędzierzyna i Rzeszowa wydaje się nie mieć końca. Jeśli ktoś oczekiwał jednolitego przebiegu finału, musiał obejść się smakiem. Kto będzie cieszyć się 20 kwietnia - Zaksa, która wróci do zwycięskiej tradycji Mostostalu Azoty sprzed niemal dekady, czy może Asseco Resovia obroni tytuł?
   Kluby ze Śląska i Podkarpacia teoretycznie rozegrały 80 % finałowych spotkań, ( cztery na pięć możliwych meczów) faktycznie wskazać faworyta OSTATNIEGO, decydującego meczu jest piekielnie ciężko. Przewaga własnego parkietu (mecz odbędzie się w Kędzierzynie) może okazać się nie tyle wsparciem, co gigantyczną odpowiedzialnością dla siatkarzy ZAKSY. O tytule może zadecydować detal: odporność psychiczna dnia, dyspozycja, niewstrzymywanie ręki przez atakujących, celowanie w potężne auty po blokach itd...

Kiedy młodzi patrzą wstecz...


   Wspominanie tego, co było kiedyś, jest domeną ludzi starszych. Tendencja jest raczej następująca: im starszy człowiek tym częściej wspomina wybrane wydarzenie, motyw, ciekawostkę z przeszłości. Ostatnio szeregi „staruchów”, przypominających sobie jak to żyło się bez witryny, portali społecznościowych, jak miło spędzało się czas na przyblokowym boisku/asfalcie/ przy wspólnych zabawach na polu (wymienne na dwór), są coraz liczniejsze. Czy młodzi są sentymentalni, czy może mają już dość sieciowego życia, które rozleniwiło nas do potęgi entej?

Z historii lubelskiego getta



   Historia, chęć napisania do studenckiego magazynu oraz dociekanie prawdy o lokalnej zagładzie wspólnoty żydowskiej skłoniły mnie do stworzenia materiału o lubelskim getcie. Szczególne znaczenie ma tutaj czas- to właśnie przełom marca i kwietnia w historii Lublina kojarzy się z wydarzeniem strasznym. W 1942 roku, decyzją niemieckiego okupanta, rozpoczęła się likwidacja tutejszego getta. Podobnie jak w pozostałych miastach Polski dzielnice żydowskie miały zostać „wyczyszczone”, a Żydzi przetransportowani do obozów zagłady. Był to wyrok na wyjątkowej społeczności Lublina, która rozwijała się w królewskim grodzie od wieków – wojnę przeżył jedynie co dziesiąty obywatel żydowski, a wielopokoleniowy dorobek materialny został zniszczony. Już na zawsze. 

Człowiek w czasach sieciowego zniewolenia

   
   Proces wzmożonej „e-aktywności” trwa w najlepsze, na w świecie i cyberświecie nie widać żadnych znaków, aby „e- życie” miało choćby lekko zanikać. Uzależnienie od Internetu, o konkretnych witrynach nie wspominając, już dawno stało się pierwszą chorobą cywilizacyjną XXI wieku, niosącą psychologiczne usterki nie mniej odczuwalne niż narkotyki, papierosy czy zwykłe bądź unikatowe pasje. Bliżej nam dziś do robotów, niż do uśmiechniętych młokosów sprzed ładnych paru  lat. Symptomem owego zniewolenia jest pościg za treścią, w postaci nałogowego sięgania po mobilne urządzenie, oczywiście z Internetem. Ręce szybko wystukają odpowiednią treść, którą z kolei zobaczymy na ekranie komputera, laptopa, dotykowego telefonu . Jak długo przeżylibyśmy funkcjonując bez internetowej wtyczki?   

Mistrzowski finisz medalowy


    Co to były za Mistrzostwa Świata… Jeszcze dni temu kilka obawy, że nasza reprezentacja wróci z Włoch z zerowym dorobkiem medalowym wydawały się bardzo prawdopodobne. A wróci z trzema medalami, po jednym złotym, srebrnym i brązowym! Nastroje w ekipie zmieniły się w ciągu kilku dni o 180 stopni; kadra, szczególnie skoczków, może czuć się spełniona. Nasi medaliści wywalczyli swoje krążki w kompletnie różnych sytuacjach. 

Czas wyklętych...


   Już niebawem, bo 1 marca, będziemy obchodzić Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Rzekłoby się niedocenianych, może nawet zapomnianych. W narodzie, którego podziemie przelewało krew w powstaniu warszawskim, wyzwalało Wilno, dokonywało dywersji i sabotażu na tyłach wojsk Rzeszy, mało kto wie o ich wyczynach, uparciu i wielkiej determinacji. Wyklęci, po ostatecznym „wyzwoleniu” Sowietów, nie zaprzestali walki, nie złożyli broni. Chcieli walczyć o prawdziwie wolną Polskę. W powojennej rzeczywistości czekały ich straszne czasy- podjęcie bezsensownej walki z rozbudowywaną machiną państwa socjalistycznego, złożenie broni i poddanie się, bądź ucieczka zagranicę…

Skąd my to znamy?


     Niedawno czytałem, że jeden złoty medal przywieziony z Mistrzostw Świata w Predazzo będzie oczywistością, czymś prawie że formalnym. Bo włoska ziemia szczęśliwą dla Polaków jest, bo Adam Małysz tu wygrywał itd. Tymczasem po dniu dzisiejszym, medalowe konto Polaków wynosi zero, ale co gorsza- morale w ekipie, w której aspiracje na krążki rozbudzono naprawdę poważnie, wydaje się dość słabe. Czy w Val di Fiemme ujrzymy jeszcze biało- czerwoną flagę podczas dekoracji zwycięzców?

O aktywnym obywatelstwie słów kilka...


       Temat aktywności obywateli jest kwestią regularnie poruszaną, od debaty na łamach mediów, poprzez mniej lub bardziej kulturalną dyskusję na wszelkiego rodzaju forach internetowych do rozmowy na spotkaniu w najbliższym gronie rodzinnym. Pewnikiem jest jedno- o stopniu i jakości naszej aktywności decyduje państwo i jego ustrój, w dalszej kolejności tradycje czynnego „uczestnictwa” w życiu publicznym czy wydarzenia historii najnowszej. O jakości polskiego obywatelstwa napomniałem już przy okazji JOW-ów; w  tym przypadku rozpiszę się nieco szerzej na temat aktywnego obywatelstwa, nie tylko w sferze politycznej.

Na prawo zwrot: „Do Rzeczy”


   Na konserwatywno- prawicowej stronie mediów trwa prawdziwa walka o czytelnika. Jeszcze w ubiegłym roku część dawnej redakcji „Uważam Rze” utworzyła nowy tygodnik opinii „W Sieci”. W 2013 roku ofensywę twórczą w podobnym kierunku światopoglądowym podjęła grupa dziennikarzy zgromadzona wokół byłego redaktora naczelnego „URz”- Pawła Lisickiego. Dziś jest on redaktorem prowadzącym nowy tygodnik opinii: „Do Rzeczy”, znanym w Internecie już wcześniej pod nazwą „Tygodnik Lisickiego”.

Mechanika sesyjnie stosowana, czyli egzaminacyjnych przemyśleń cd.



   Zablogowane zostało już moje nastawienie do studenckich batalii; wiadomym jest fakt, że sesję należy odrobić jak pracę domową- jak odrobisz zadowolony będzie nauczyciel (wykładowca), któremu dasz święty spokój i więcej czasu do pracy lub dla dzieci, rodzic (no, nasza pociecha daje radę) i w końcu Ty sam (ja potrafię, spełniam się!) Co nastąpi w sytuacji, w której student z gatunku „ambitnych” – a tacy jeszcze istnieją-  nie pragnie tylko wkucia skryptu na blachę, a chciałby wynieść z przedmiotu i z murów uczelni coś w dłuższej perspektywie?

Po studencku- czyli prawdziwe realia sesji



   Przed nami studentami kolejny ciężki styczeń i luty nowego roku- zaliczenia ćwiczeń oraz zimowa sesja egzaminacyjna...Mijają dni kolejnych egzaminów, nadchodzi czas skupienia, koncentracji i nauki tego co najważniejsze- w grę wchodzi „pamięciówka” najważniejszych rzeczy z wykładów. Nie pierwszy raz czuję (nie tylko ja, takich są tysiące) jednak coś w rodzaju minimalizmu sesyjnego, który sprowadza się do słynnego 3Z (zakuć, zaliczyć, zapomnieć). Niby błahostka, powiedzieć można „Ameryki nie odkryłeś”; lecz sytuacja ta kładzie się ponurym cieniem na jakości polskiego szkolnictwa wyższego.

Polskie narty rządzą zimą!


    Mało kto myślał, że tak pięknie rozpocznie się sportowa zima dla polskich sportowców. Choć odszukanie śniegu za oknem okazałoby się nie lada wyzwaniem, to właśnie specjaliści od nart, swoimi jakże pięknymi występami w pierwszych dniach stycznia, przynoszą nam najwięcej powodów do dumy i uśmiechów. Mowa oczywiście o niezawodnej Justynie Kowalczyk, odgrywającej główną rolę w Tour the Ski oraz Kamilu Stochu, zawodniku, który przeszedł największą metamorfozę formy ze wszystkich skoczków.

 
Design by Free WordPress Themes | Bloggerized by Lasantha - Premium Blogger Themes | cheap international calls