Honorowe nadużycie


Od kilku dni wyrażenie „mecz o honor” - w kontekście spotkania eliminacyjnego do Mistrzostw Świata w 2014 roku między Anglią i Polską- nie znika z ust ekspertów, kibiców, lidów w nagłówkach prasowych i internetowych. Szastanie abstrakcyjnym honorem wydaje się wpisane w polską mentalność.
Honorowy przegrany, przynajmniej w moim skromnym rozumieniu, prezentuje się w sportowej batalii bez kompleksów, walcząc z przyszłym zwycięzcą jak równy z równym. Jak to tych słów mają się eliminacyjne występy „biało- czerwonych”? Właśnie nijak.
Cała piłkarska Polska liczy od kolejnych niewygranych meczy punkty, które straciliśmy w bardziej lub mniej pechowy sposób, a które miałyby istotne przełożenie na tabelę i mundialowe szanse. Licząc od meczu u siebie z Anglią- straciliśmy ich 7. Słownie: siedem.


Po remisie z „Wyspiarzami” pluliśmy sobie w brodę, twierdząc  że tak słabych Anglików nie podejmowaliśmy nigdy wcześniej, a mimo to nie odprawiliśmy ich z kwitkiem. Bardziej powściągliwi gratulowali Waldemarowi Fornalikowi pierwszego punktu z wielkim przeciwnikiem, co inny żałowali faktu, że nie dobiliśmy przeciętnych synów Albionu. Jednakże mało kto mógł przypuszczać, że poza rankingiem FIFA zaczniemy także w swojej grupie sunąć w dół.

Po Anglikach do Warszawy przyjechała kadra Ukrainy. Lanie jakie nam sprawiła (1:3), po dość słabym meczu w wykonaniu Polaków, komplikowało sytuację, ale szans na mundial nie przekreślało. Wówczas najważniejszą sprawą było niestracenie punktów z Mołdawią i Czarnogórą. Tak aby na ostatnie mecze do Kijowa i na Wembley polecieć w komfortowej sytuacji, licząc się cały czas w grze.

Z sześciu punktów podopieczni Fornalika uzyskali tylko dwa. W Kiszyniowie oddali rywalowi inicjatywę dzięki czemu ten doprowadził do remisu i omal nas nie pogrążył. Z wyżej notowaną Czarnogórą dominacja na boisku nie podlegała wątpliwości. Choć Czarnogórcy pierwsi strzelili bramkę, Polacy szybko odrobili straty. Gonili za zwycięstwem, niemal weszli z piłką do bramki rywala w 94. minucie, lecz tutaj zabrzmiał gwizdek arbitra. Czy to był spalony na wagę awansu tego nigdy się nie dowiemy.

Nad meczami z San Marino nie rozwodziłbym się wiele, nawet strzelona nam bramka przez amatorów z małej enklawy nie irytuje tak bardzo jak stracone punkty w dwóch wcześniejszych meczach. Z meczu w Kijowie również wychodzi pozytywny obraz- polskie zgranie pozwalało rozgrywać naprawdę dobre spotkanie z Ukraińcami. Ceny pojedynczych, feralnych błędów są jednak ogromne.

Na wynik wpływa poniekąd kondycja psychiczna drużyny, nastawienie i oczywiście zgranie. Zespół mistrzowski poznaje się nie tyle w starciach z gigantami, gdzie potrafi wykrzesać z siebie ostatnie rezerwy, by sprawić sensację.  Jego charakter uwidacznia się w konfrontacjach z rywalami słabszymi bądź równymi sobie. Czyli tam gdzie wynik nie raz trzeba gonić i przechylić na swoją korzyść,  gdzie pojedyncze babole obrony nie mogą się zdarzać, gdzie trzeba się niejednokrotnie poszarpać z agresywnym gospodarzem pod którego gwizda sędzia...

Polacy w tych eliminacjach nie dokonali żadnego z wymienionych wyżej osiągnięć. Wygrali trzy razy, w tym raz z mołdawskimi profesjonalistami. Jak tu chcieć awansować na brazylijski mundial, no jak?
Dziś, mająca jeszcze szanse na awans Anglia rzuci się na Polaków z całym impetem. Jako polski kibic mam to w sobie, że nawet po byle jakim występie „naszych” zacisnę zęby, przeboleję kilka dni i włączę ich mecz po raz kolejny. 

PS. Jedno dzisiaj będzie pewne- z tak zdeterminowanym rywalem z jakim dzisiaj zagramy Polska jeszcze w  tych eliminacjach nie grała. My już przegraliśmy, ale czy będziemy w stanie zasmucić Anglików wyrzucając ich za burtę mundialu?  



0 komentarze:

Prześlij komentarz

 
Design by Free WordPress Themes | Bloggerized by Lasantha - Premium Blogger Themes | cheap international calls