Zawód który wchłania

Jeśli jako dziennikarz nie zaangażujesz się do końca, nie dopatrzysz pewnych spraw, nie wyczujesz kontekstu sytuacji twój odbiorca wychwyci to momentalnie.

Dokładnie rok temu na łamach „Polformance” żegnałem się ze studiami, jako absolwent dziennikarstwa. Teraz, po dziewięciu miesiącach pracy w tym zawodzie jeszcze mocniej obstaję przy wspomnianych wówczas słowach. Obranie pewnej ścieżki zawodowej już na studiach okazuje się przydatne, kiedy zaczynamy zarobkowo wykonywać „wyuczony” zawód. Cudzysłów nie jest tu przypadkowy - w murach wydziału nie nauczyłem się dziennikarstwa. I nikt z Was się nie nauczy. Teorie naukowe i medioznawcze zaplecze są - przy dobrym wykładzie - naprawdę interesujące, ale bez umiejętności warsztatowych w pisaniu i montażu, czy specjalizacji zdobywanej przez lata nie doprowadzą nas do tego zawodu.

Nie ukrywam, że w moim przypadku nie obyło się bez łutu szczęścia. W poszukiwaniu pracy związanej z wykształceniem słałem maile do lubelskich redakcji. Z związku z odejściem dziennikarki nowego człowieka do redakcji szukał „Nowy Tydzień”. Rozmowa z szefem była krótka: potrzebowano kogoś do spraw społecznych i miejskich, a tak się składało, że takie teksty w swoim portfolio posiadałem. Bez kontaktów zadecydowałem, że próbuję. Od początku na głęboką wodę.


Nieprzyjemne przyjemnego początki

Jak domyślacie się wejście nie należało do przyjemności. Nowy zawsze jest na cenzurowanym, zwłaszcza jeśli to „świeżak” po obronie. Dostosowanie się do profilu gazety (nie ma mediów obiektywnych!), zebranie kontaktów i wyczucie czym jest elastyczny system pracy trwało trochę czasu. Do dziś przeżywam - a któż by nie przeżywał! - wycinkę części materiału. Brutalne prawo rynku, interes pracodawcy, a może selekcja pod względem atrakcyjności? Myślę że wszystkiego po trochu, jak w całym dziennikarskim świecie. Jeśli dalej chcecie w to brnąć to przygotujcie się na taki obrót spraw albo… wybierzcie literaturę lub copywriting.

Etap udowadniania to chyba najtrudniejszy czas zawodowej próby. Ułożenie relacji z zespołem, sprawy techniczne, wewnątrzredakcyjne relacje - czemuż czekałem z tym do obrony! To wszystko rzutuje na warunki, w jakich wykonuje się ten zawód, a im bardziej sprzyjająca otoczka, tym łatwiej odreagować stres. Nie znika on z początkiem, z czasem wlicza się w „koszty” wykonywania zawodu.

Nielimitowany czas pracy ma swoje plusy i minusy. Wyjście przed południem dla załatwienia prywatnej sprawy - taka możliwość brzmi super. Z drugiej strony sporo istotnych spotkań, konsultacji odbywa się popołudniami, gdy zaangażowani w nie ludzie są już po godzinach. Dziennikarze skrupulatnie wówczas pracują, a jeszcze później obrabiają materiały. Dopytują, wydobywają esencję, szukają czegoś ekstra. Czegoś co nie znalazło się u konkurencji.

Kończąc - w zawodowstwie nie ma czasu na naukę. A rozeznanie się w każdym, czy to lubelskim, ogólnopolskim, branżowym „klimacie” to rzecz nie do przeskoczenia. Najlepiej jeśli na starcie podpieramy się latami doświadczeń. Im mniej wiedzy na start, tym więcej do nadrobienia w przyszłości. Jeśli zatem już teraz jesteście specjalistami, czy to w zakresie kultury, sportu, psychologii i lubicie o tym pisać, to nie ustawajcie w realizacji. W połączeniu z łutem szczęścia i wytrwałością w budowaniu pozycji zawodowej trybik dziennikarskiej machiny wchłonie was zanim obejrzycie się za siebie.




 
Design by Free WordPress Themes | Bloggerized by Lasantha - Premium Blogger Themes | cheap international calls