O odkupionym od Niemców, wyemitowanym
niedawno przez polską telewizję serialu „Nasze matki, nasi ojcowie” ("Unsere Mütter, unsere Väter")
usłyszeliśmy już wiele. Że źli Niemcy (no bo przecież jacy faszyści!) zakłamują
historię, że faszystowskim soldatom kręgosłup moralny wyrwał zły fuhrer, że
jeszcze z początku wojny psychika biednych żołnierzy nie pozwalała na masakry
radzieckich podludzi. Pozwolę sobie
spojrzeć jednak na inną stronę kontrowersyjnego serialu.
Podobny scenariusz
zaobserwować można w innej niemieckiej produkcji „Stalingrad”, gdzie czwórka
głównych bohaterów zostaje przerzucona z urlopu w słonecznej Italii na front
wschodni, do stalingradzkiego piekła. To przecież przełom 1942 i 1943 roku, a
porządnym żołnierzom przecież nie w głowie są wojenne jatki, masakry
jeńców. Ci panowie, podobnie jak bracia Wilhelm i Friedhelm z „Naszych matek, naszych ojców” jadą na
front wschodni poszerzać zasięg ojczyzny, oczywiście jej BRONIĄC, by w
przyszłości osiąść na zdobytym terenie gdzieś nad Wołgą.