Do napisania
przemyśleń związanych z masową konsumpcją zainspirował mnie artykuł „Świątynie
nowoczesności” z najświeższego wydziałowego „Polformance”. Autor błyskotliwie przyrównał kilometry
kwadratowe galerii handlowych do świątyń, w których „oddajemy
się mistycznej ekstazie”. Do miejsc kultu dorzuciłbym jeszcze hipermarkety,
zwłaszcza w dni wolne od pracy.
fot. commons.wikimedia.org/ Adrian Grycuk |
Moglibyście rzec: „Człowieku, obudziłeś się w porę”. Swoją
świątynię mody, słodkości, zabawy ma dziś chyba każde średniej wielkości miasteczko, dzięki czemu od
ładnych paru lat nie musimy zazdrościć rozkapryszonym i niepysznie bogatym
warszawiakom kilkugodzinnej celebracji dnia w Złotych Tarasach. Pierwsza
galeria w mieście przyciąga niezbyt wielkie zyski? Nic prostszego - budujemy kolejną.
Samorządowcy i lokalni biznesmeni dogadają szczegóły z przetargiem i terminem
otwarcia nowej świątyni handlu. Jeszcze tylko wstęga i gotowe. Teraz tylko czekać na
przepływ gotówki. Wydawanej z mniejszym lub większym sensem przez tysiące mniej lub bardziej uzależnionych od zakupów.