Niewtajemniczonym od razu wyjaśniam: JOW-y
to jednomandatowe okręgi wyborcze. W takich okręgach zgodnie z nazwą i zasadą uzyskuje się jeden mandat świadczący o społecznym zaufaniu. Ordynacja większościowa (wygrywa ten z większością głosów) jest niezwykle ważną częścią polskiego
systemu wyborczego, a co ważniejsze- niesie w sobie szczytną ideę kontrolowania władzy przez obywateli. Czy jednak adaptacja JOW-ów, funkcjonujących tj. w państwach zachodnich byłaby możliwa w polskich realiach ? Jakie warunki należałoby wcześniej spełnić po stronie władzy jak i obywateli?
Stworzenie jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu Rzeczpospolitej stało się celem ruchu społecznego Zmieleni.pl. Ruch został utworzony wczesną jesienią 2012 roku. Inicjatywę Zmielonych podpisało na dzień dzisiejszy już ponad 107 tysięcy ludzi (koniec listopada 2012 roku). Dlaczego akurat Zmieleni? Specyficzna nazwa nawiązuje do dawnej wyborczej obietnicy Platformy Obywatelskiej, która szła do wyborów w 2005 roku z postulatem wprowadzenia okręgów jednomandatowych. Dzięki spektakularnej akcji zebrano ponad 750 tysięcy podpisów. Po wyborach projekt poszedł w zapomnienie, a podpisy w ciągu kilkudziesięciu minut zostały zmielone w sejmowej niszczarce. Wydawałoby się, że sprawa JOW-ów poszła w zapomnienie i ucichła już na dobre.
Stworzenie jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu Rzeczpospolitej stało się celem ruchu społecznego Zmieleni.pl. Ruch został utworzony wczesną jesienią 2012 roku. Inicjatywę Zmielonych podpisało na dzień dzisiejszy już ponad 107 tysięcy ludzi (koniec listopada 2012 roku). Dlaczego akurat Zmieleni? Specyficzna nazwa nawiązuje do dawnej wyborczej obietnicy Platformy Obywatelskiej, która szła do wyborów w 2005 roku z postulatem wprowadzenia okręgów jednomandatowych. Dzięki spektakularnej akcji zebrano ponad 750 tysięcy podpisów. Po wyborach projekt poszedł w zapomnienie, a podpisy w ciągu kilkudziesięciu minut zostały zmielone w sejmowej niszczarce. Wydawałoby się, że sprawa JOW-ów poszła w zapomnienie i ucichła już na dobre.
Impulsu całej
sprawie dodał Paweł Kukiz- znany piosenkarz, udzielający się również
politycznie. Śmiem przypuszczać, że aktywne zaangażowanie pod ruch "Zmielonych" powstało w jego głowie tuż po słynnym „ Śniadaniu mistrzów” w TVNie, w którym
gośćmi programu byli m.in. premier Donald Tusk i właśnie Kukiz. Nie otrzymawszy
konkretnej odpowiedzi od premiera, piosenkarz zdał sobie sprawę, że
dzisiejszemu establishmentowi politycznemu zmiana ordynacji jest zdecydowanie
nie po drodze. W ten sposób powstała druga już inicjatywa stworzenia JOW-ów, a
jej wdrożeniem w życie zajął się powołany jesienią 2012 roku ruch Zmielonych.
Tyle z historii. Oprócz celu ruchu, w samych JOW-ach występuje głębsze przesłanie, zgodnie z którym przyszły poseł będzie w większym stopniu odpowiedzialny przed
wyborcą. Ale czy samo wprowadzenie jednomandatowych okręgów i abstrakcyjna odpowiedzialność posła przed
wyborcą wystarczą do ogłoszenia zwycięstwa projektu?
Moim zdaniem nie. JOW-y w swojej konstrukcji również nie są doskonałe.
Przyjmując obowiązującą w nich zasadę- zwycięzca bierze wszystko- jedynki na
listach przejęłaby bogata
grupa lokalnych biznesmenów, przedsiębiorców, innymi słowy- ci „z grubszym portfelem”. Partyjniactwo może w ten sposób zostać zastąpione oligarchią do której ,w
ramach JOW-ów, doprowadzi wyborczy wyścig najmocniejszych lokalnych „grajków”. Dysponując
miażdżącą przewagą w kampanijnych środkach nad konkurentami, będą chcieli „kupić”
sobie lokalną społeczność. Czy to ekonomicznym, politycznym, piarowym czy jeszcze
innym sposobem.
Kolejna sprawa- wciąż partie będą
popierać kandydatów, co w przypadku jednomandatowych okręgów doprowadziłoby do
rozmów z konkurentami w stylu „kto bierze jaki teren”. Lojalnych działaczy partyjnych zastąpiliby ludzie regionu, o silnym wpływie. Znając siłę poszczególnych partii w lokalnej społeczności, partia X odstąpi partii Y region A, w którym wystawi polityka drugorzędnego. W regionie B analogicznie zachowa się partia Y. W pewnym sensie takie zjawisko mamy i teraz, ale przy ordynacji większościowej przybrałoby ono nieporównywalnie większą skalę. Przykre, ale znając realia polityki całkiem możliwe.
Inną kwestią jest wprowadzenie JOW-ów bez progu procentowego - oznaczałoby to rozdrobnienie w parlamencie. Nie musimy wybiegać pamięcią daleko wstecz- jeszcze 20 lat temu, przed wprowadzeniem pięcioprocentowego progu, mieliśmy na Wiejskiej kilkanaście partii w Sejmie, co nie ułatwiało rozmów koalicyjnych, o głosowaniu nad ustawami nie wspominając.
Inną kwestią jest wprowadzenie JOW-ów bez progu procentowego - oznaczałoby to rozdrobnienie w parlamencie. Nie musimy wybiegać pamięcią daleko wstecz- jeszcze 20 lat temu, przed wprowadzeniem pięcioprocentowego progu, mieliśmy na Wiejskiej kilkanaście partii w Sejmie, co nie ułatwiało rozmów koalicyjnych, o głosowaniu nad ustawami nie wspominając.
W razie spełnienia powyższych warunków, do pełni szczęścia będzie brakować jeszcze jednego elementu. Aprobaty władzy. Prawdopodobieństwo, że jakikolwiek polski parlament wybrany "na proporcjach" zgodzi się na wdrożenie tej idei w życie jest minimalne. Dlaczego? Oznaczałoby to utratę dotacji i subwencji, które faworyzują dziś tylko wielkie partie. Sama konstytucja nie przewiduje możliwości zmian ordynacji, przez co liderzy ugrupowań mogą spać spokojnie , ograniczając się do frazesów o obywatelskości władzy bliskiej człowiekowi. Ale nawet zakładając, że władza godzi się na nową ordynację, czy możemy mówić o sukcesie?
Otóż nie. Powodzenie projektu będzie zależeć od czegoś poważniejszego niż
wystarczająca ilość podpisów czy zgoda władzy– od zmiany obywatelskiej mentalności. A do tego nie wystarczą dni, miesiące, nawet lata, to może być kwestia pokolenia. Dzisiaj, obserwując
deprawującą się na górze władzę, jak i bierną negację niezadowolonych z tego
faktu wyborców na dole, przychylę się do stanowiska, że polskie społeczeństwo nie
wykorzystałoby zalet nowej ordynacji. Do tego potrzeba sprawdzonej,
doświadczonej demokracji, w której władza nie będzie wykorzystywać zaufania
społecznego do urzędniczego zawładnięcia nad przeciętnym Kowalskim. Ale także
otwartego, bardziej obiektywnego społeczeństwa, w którym tenże Kowalski nie będzie aktywizował się lejąc przeciwników na manifestacjach czy wulgarnie plując na internetowych
forach. Takiego, który weźmie udział w lokalnej inicjatywie, wesprze partyjny happening, podpisze petycję. Bo bez skorych
do działania obywateli samo wprowadzenie JOW- ów niczego nie zmieni.
0 komentarze:
Prześlij komentarz