Nie jestem
fanem tenisa, ale kto teraz nie mówi o tym wspaniałym chłopaku… Jerzy Janowicz,
21- latek z Łodzi jest teraz na ustach całej, nie tylko tenisowej Polski. Jego
awans do finału turnieju ATP w Paryżu z pewnością można uznać za sportowe
wydarzenie listopada (choć ten dopiero się zaczął), ale wcale nie zdziwiłbym
się, jeśli będzie to sportowa niespodzianka roku. Po takim „turnieju życia”
apetyty w kraju nad Wisłą z pewnością wzrosną, jak to już mamy w zwyczaju
będziemy wymagać od Janowicza co najmniej pierwszej 10-tki, pierwszej 5-tki w
rankingu ATP , ba- finału Wielkiego Szlema!
Nie trzeba być
ekspertem od tenisa ziemnego by wiedzieć, że droga do czołówki światowej jest
przed Jerzym nie taka prosta jak się niektórym wydaje. Chłopak rozegrał
fenomenalny turniej- dopiero w finale przegrał z „rzemieślnikiem” kortów- może
niezbyt finezyjnym, ale bardzo regularnym Davidem Ferrerem (5 w rankingu). Po
drodze wyeliminował z turnieju rozstawionych tenisistów na czele z Andy Murray-em ( 3 rakieta świata). Spontaniczne wybuchy radości Janowicza po każdym
zwycięskim meczu najlepiej pokazały jak ogromnym sukcesem był dla Polaka finał
paryskiego turnieju. Ogromu szczęścia nie zmąciła porażka w finale- Janowicz udzielając wywiadu w języku angielskim dla zagranicznej stacji po prostu płakał
ze szczęścia. Aż brakowało mu słów…
Mamy się czym
zachwycać- Janowicz pokazał kawał świetnego tenisa. Krytycy powiedzą- dobra,
udało się młodemu. Udało? Oczywiście, ale jeśli to kwestia przypadku, to czy
odsyłanie do domu kolejnych sław tenisowych też jest przypadkiem? Przeróżne
jego zagrania, zarówno w obronie jak i ataku
ocierały się o ideał. Do tych
pierwszych zaliczę z pewnością skróty, szczególnie te zagrywane z
ekwilibrystycznych pozycji, do atakujących piłek- serwisy dochodzące do 250 km/h czy kończące
forhendy. . Ręce same składały się do oklasków, a z ust wydobywało się jedynie długie
„wooow”. Ale młodość i ekspresja tworzą wybuchową mieszankę, w którą wpisane są także błędy - w kolejnych akcjach
byliśmy świadkami głupio straconego punktu przez nieudany (jakże częsty) skrót
czy podwójny błąd. Emocje kibiców na meczach Janowicza to wykres sinusoidy,
przy czym na tym turnieju zdecydowanie częściej wykres ten był „na plusie”.
Nie zamierzam
studzić nastroju, doczekaliśmy się Polaka w finale ważnego turnieju światowego
po kilkudziesięciu latach. Pamiętajmy jednak, że męski singiel od czasu kariery
Agnieszki Radwańskiej i jej żmudnej wspinaczki w rankingu (do 2 miejsca)
praktycznie nie istniał w świecie tenisa.
Sam Janowicz zdaje sobie sprawę, że to była „eksplozja” formy i w swoim czasie przyjdzie ją zweryfikować, a
najlepiej dla nas- potwierdzić. Czy to na powierzchniach trawiastych czy na
czerwonej mączce- po prostu na otwartej przestrzeni. Skończył się czas
Janowicza- anonimowego tenisisty z Łodzi. Teraz jest 26 zawodnikiem świata, w
Wielkim Szlemie będzie rozstawiony, najlepsi będą już wiedzieć, kto stoi po drugiej
stronie siatki. Cieszmy się ogromnym sukcesem naszego rodaka, ale nie pompujmy
balonika, który zaraz może pęknąć. Dajmy Janowiczowi juniorowi rozwinąć
skrzydła i na dobre zadomowić się czołówce światowej.
0 komentarze:
Prześlij komentarz