Nie tak entuzjaści zimowych
skoków wyobrażali sobie początek sezonu w wykonaniu Polaków. Nasi skoczkowie w
dotychczas rozegranych trzech konkursach plasowali się w końcówkach stawki,
uciułali łącznie 21 punktów… Drużynowy konkurs okazał się największą
kompromitacją „biało- czerwonych” od niepamiętnych czasów. W natłoku medialnym
wspomina się o zwolnieniu winowajcy niedyspozycji Polaków- trenera Łukasza
Kruczka.
Przyznam szczerze, że obawiałem
się takiego początku nie w tym, ale… w ubiegłorocznym sezonie. Roku, w którym
polska kadra, od lat oparta na przygniatającej wręcz pozostałych skoczków wielkości
Adama Małysza, rozpoczęła swoją pierwszą zimę bez „Orła z Wisły”. Nie mieliśmy
wówczas żadnych gwarancji, że Kamil Stoch w możliwy sposób przejmie stery w
kadrze, że pozostali skoczkowie przeskoczą w końcu z krajowego poziomu na
międzynarodowy. Mało kto z nas wierzył wtedy, że Polacy będą w stanie
powalczyć o podium w konkursie drużynowym.
Wówczas taki scenariusz związany
z kadrą przeżywającą odejście mistrza, zmieniającą nagle relacje trener-
zawodnicy, szukającą raczej nowych rozwiązań aniżeli fachowych planów, nie zaskoczyłby mnie. Dołączyłbym zapewne do sezonowców narzekających w stylu „skończył karierę Adam, skończyły
się skoki…” , „teraz nie ma sensu oglądać skoków”. W tym tkwi bolączka myślenia
polskich kibiców - ich głód sukcesu został przez Adama, w wyniku ogólnonarodowej
małyszomanii chwilowo zaspokojony.
Oczekiwanie tego samego od polskich skoczków po zakończeniu przez Małysza
kariery stało się podstawowym błędem i pokazało niestety prawdziwe oblicze
polskich kibiców.
Ja jednak wytrwale obserwowałem
skoki zarówno światowe jak i polskie. Owszem początki nie były łatwe, ale nasi
skoczkowie rozkręcali się osiągając na koniec sezonu satysfakcjonujące nas wyniki.
Kamil Stoch zwyciężał w konkursach PŚ zajmując w „generalce” piąte miejsce,
Piotr Żyła bił rekord Polski, stanęliśmy w końcu na podium konkursu drużynowego
w Lahti. I to bez Małysza! To zasługa trenera Kruczka, że nie wprowadził
polskich skoków w czarną dziurę zapaści, lecz weszły one na ścieżkę powolnego rozwoju w oparciu o równą i stabilną
kadrę. Wyniki Polaków były obiecujące, związek narciarski przedłużył umowę
z trenerem Kruczkiem, a kibice z wyczekiwaniem odliczali dni do kolejnego sezonu,
który miał być jeszcze lepszy.
Rozpoczął się dla nas najgorzej
jak mógł, po wynikach w Skandynawii część kadry ( z Kamilem Stochem) zapewne odpuści
sobie kolejne konkursy w Soczi, by „odnaleźć” zagubioną gdzieś formę. Jesienne inauguracje PŚ nigdy nie były domeną Polaków, jednak tym razem rozpoczęli sezon po prostu fatalnie. Kwestią
czasu był medialno- kibicowski atak na trenera Łukasza Kruczka i cały sztab szkoleniowy. Pretensje
i konstruktywna krytyka to coś zupełnie normalnego; niestety coraz częściej przechodzi ona w rzucanie haseł pełnych rozgoryczenia o
zwolnieniu czy- przez radykalniejszych- wywaleniu trenera. W tym
momencie, na samym początku sezonu, byłoby to kompletnie nierozsądne wyjście.
Dlaczego ? Zresztą, wyobraźmy sobie dymisję trenera i zastąpienie go nowym ( najlepiej zagranicznym- ci za zwolnieniem już widzą w roli trenera Mikę Kojonkowskiego machającego skoczkom rękawicą "I love Zakopane"). Kadra narodowa i A tracą kompletnie rytm według którego przygotowywali się, a teraz także odbudowywują formę. Młodzieżowcy Roberta Mateji są zdezorientowani- oczywistym ruchem byłoby wskoczenie, któregoś młodego skoczka za fatalnie spisujących się kolegów z kadry A. Presja ciąży również na nich, co zdecydowanie nie pomaga młodym zawodnikom przygotowującym się na zawody Pucharu Kontynentalnego i "polskie" konkursy w Wiśle i Zakopanem.
Z góry oświadczam, że nie bronię trenera, odwołując się do jego dawnych osiągnięć. Nie mam wątpliwości, że błędy zostały popełnione podczas okresu przygotowawczego, który przecież nie był tak „gorący” jak w ubiegłym roku. Trener, sztab i sami zawodnicy już za to płacą- ci pierwsi uznaniem i utratą zaufania, ci ostatni- wynikami. Jednak skoczkowie w sprawie ewentualnego zwolnienia Kruczka jednym głosem stają w obronie trenera. Kamil Stoch zapewnia wręcz w Przeglądzie Sportowym, że odszedłby ze skoków, jeśli zwolnią Kruczka. Ile w tym prawdy, a ile emocji wie tylko sam zainteresowany.
Skoczkowie zdają sobie sprawę, że zmiana trenera, narzucona przez zaniepokojonych fanów zimowego sportu od pierwszych skoków Polaków w Lillehammer, spowodowałaby w drużynie chaos i jeszcze bardziej utrudniła sytuację. Jeśli jednak nie ulegnie ona zmianom w kolejnych konkursach, aż do rozgrywanego na przełomie roku Turnieju Czterech Skoczni, będziemy mogli poważnie się martwić. Pozwólmy zatem polskim skoczkom nawet na małe skoki w górę, najpierw do dwudziestki, potem piętnastki. Nie oczekujmy od nich zbyt wiele- Małysz był tylko jeden, a Polska, choć ma piękne tradycje, nigdy nie była potęgą w skokach. Naszym skoczkom potrzeba czasu, a przede wszystkim spokoju i zimnej krwi, aniżeli podgrzewania atmosfery i burzenia tego co zostało wspólnie zbudowane. Uwzględniajmy ten fakt, przy ewentualnej dyskusji.
Dlaczego ? Zresztą, wyobraźmy sobie dymisję trenera i zastąpienie go nowym ( najlepiej zagranicznym- ci za zwolnieniem już widzą w roli trenera Mikę Kojonkowskiego machającego skoczkom rękawicą "I love Zakopane"). Kadra narodowa i A tracą kompletnie rytm według którego przygotowywali się, a teraz także odbudowywują formę. Młodzieżowcy Roberta Mateji są zdezorientowani- oczywistym ruchem byłoby wskoczenie, któregoś młodego skoczka za fatalnie spisujących się kolegów z kadry A. Presja ciąży również na nich, co zdecydowanie nie pomaga młodym zawodnikom przygotowującym się na zawody Pucharu Kontynentalnego i "polskie" konkursy w Wiśle i Zakopanem.
Z góry oświadczam, że nie bronię trenera, odwołując się do jego dawnych osiągnięć. Nie mam wątpliwości, że błędy zostały popełnione podczas okresu przygotowawczego, który przecież nie był tak „gorący” jak w ubiegłym roku. Trener, sztab i sami zawodnicy już za to płacą- ci pierwsi uznaniem i utratą zaufania, ci ostatni- wynikami. Jednak skoczkowie w sprawie ewentualnego zwolnienia Kruczka jednym głosem stają w obronie trenera. Kamil Stoch zapewnia wręcz w Przeglądzie Sportowym, że odszedłby ze skoków, jeśli zwolnią Kruczka. Ile w tym prawdy, a ile emocji wie tylko sam zainteresowany.
Skoczkowie zdają sobie sprawę, że zmiana trenera, narzucona przez zaniepokojonych fanów zimowego sportu od pierwszych skoków Polaków w Lillehammer, spowodowałaby w drużynie chaos i jeszcze bardziej utrudniła sytuację. Jeśli jednak nie ulegnie ona zmianom w kolejnych konkursach, aż do rozgrywanego na przełomie roku Turnieju Czterech Skoczni, będziemy mogli poważnie się martwić. Pozwólmy zatem polskim skoczkom nawet na małe skoki w górę, najpierw do dwudziestki, potem piętnastki. Nie oczekujmy od nich zbyt wiele- Małysz był tylko jeden, a Polska, choć ma piękne tradycje, nigdy nie była potęgą w skokach. Naszym skoczkom potrzeba czasu, a przede wszystkim spokoju i zimnej krwi, aniżeli podgrzewania atmosfery i burzenia tego co zostało wspólnie zbudowane. Uwzględniajmy ten fakt, przy ewentualnej dyskusji.
0 komentarze:
Prześlij komentarz