Na pole vs. na dwór. O konflikcie kulturowym



   Ostatnio zwykłem dość często rozmyślać właśnie nad tą formą językową. Żadne inne wyrażenie nie dzieli kraju do tego stopnia jak wychodzenie na „pole” lub „dwór”. Są to swojego rodzaju wizytówki mówiących- wystarczy że powiem głośno „wracam z pola”, a rozmówca, nie znający mnie wcale zidentyfikuje, że jestem z południowej Polski. Jeśli będzie bystry, domyśli się, że mam małopolsko-galicyjskie korzenie. Z kolei wychodzący na dwór okaże się mieszkańcem Mazowsza, Lubelszczyzny, a nawet… Śląska. Idę się przewietrzyć na dwór, jak jest na polu? Niby tak samo, a jednak inaczej.
   Sformułowań tych używamy od dziecka, nauczeni automatycznie przez rodziców, którzy mówią tak dzięki swoim rodzicom, ci dzięki swoim rodzicom i tak dalej. Fakt zakorzenienia w historii rodu zamieszkującego w lokalnej społeczności jest więc oczywisty. Żyjąc latami nie zastanawiamy się nad sensem wyrażania się, to przecież oczywistość „między swoimi”. Sytuacja komplikuje się, kiedy wyruszamy w Polskę poznawać nowych ludzi, a tym samym nowe naleciałości regionalne naszych nowych znajomych. Jeśli w kręgu „dworzan” ktoś niechcący chlapnie, że wrócił z pola (działa to również w drugą stronę) może się spodziewać uśmiechów na twarzy. Nie wiadomo czy serdecznych wyrażających się w postaci „jakie to urocze” czy ironicznych typu „jak tak można, dziwny typ”.
   Jako mieszkaniec dawnej Galicji nie mam więc łatwo w lubelskiej rzeczywistości. Ileż to razy chcąc powiedzieć „na polu jest…” zatrzymuję się, a do mojego mózgu z prędkością światła leci impuls dający się wyrazić pokrótce „tutaj tak nie wypada”. Nie namyślam się długo, choć dwór przelatuje mi przez usta z niechęcią mogącą wywołać wadę zgryzu… Pozostaje mi nadzieja, że pewnego dnia, słuchając rady reżysera „Ostatniej paróweczki hrabiego Barry Kenta” będę… odszczekiwał się prześladowcom z pańskiego dworu.
    Druga rzecz siejąca kompleksy między „polnymi” to utożsamianie ich z rolnikami, harującymi non stop na swoim kawałku ziemi. Wychodzisz na pole- znaczy non stop pracujesz i poza ziemią świata nie widzisz!  Z kolei południowcy widzą w wychodzących na dwór spadkobierców dawnej szlachty, która opuszcza swoje "posiadłości" udając się w pobliski teren. Generalnie sposoby myślenia są stereotypowe i nie mają w sobie cząstki prawdy. Między wyrażeniami istnieje nierówność- „na pole”, wywodzące się z krakowskiego ludu, ma status jedynie regionalizmu; „na dwór”, utożsamiane ze stolicą i dawnym zaborem rosyjskim, jest normą ogólnopolską, której używa większość Polaków. 
   Dla zachowania neutralności, która oszczędzi nieszczęsnych grymasów, pozostają zamienniki w stylu pójścia „na zewnątrz”, „na powietrze”. To tylko rozwiązania ratunkowe, używane raczej „od święta”. Nie bierzemy ich na poważnie, jak dla mnie wkomponowują się w mowę zbyt słabo. Przez takie sztuczki łatwo daje się wyczuć, że mówimy coś wbrew sobie, tracąc swoją naturalność.
   Nie zamierzam nakłaniać do regionalnych wojenek z pobudek czysto „językowych”. Niech „polni” wychodzą sobie na pole, a „dworzanie” na dwór. Niech jedni szanują drugich, a drudzy pierwszych. Najlepiej, gdyby różnice sprowadzały się do krótkich uśmiechów i nie wywoływały dłuższych dyskusji w stylu „jedynie ta wersja jest poprawna”. Wszyscy znamy się na polityce i piłce, ale etymologię i słówka zostawmy fachowcom.

0 komentarze:

Prześlij komentarz

 
Design by Free WordPress Themes | Bloggerized by Lasantha - Premium Blogger Themes | cheap international calls