To z pewnością wydarzenie roku w polskim światku dziennikarskim.
Decyzja prezesa dwóch „opozycyjnych” gazet: „Rzeczpospolitej” i „Uważam Rze” o
zmianie linii wydawnictwa przez wielu czytelników przyjmowana jest z wielkim niedowierzaniem.
W obronie zwolnionego naczelnego Uważam Rze Pawła Lisickiego, z pisania dla
tygodnika zrezygnowało kilkunastu „niepokornych” dziennikarzy. Czy wspomniane
gazety zatracą przez to swoją wartość? Czy może uda się im przetrwać gorący
okres, dzięki dobrym zastępcom?
Grzegorz Hajdarowicz, prezes Presspublici, a więc de facto właściciel
gazet, wykonał pokerową zagrywkę. W ciężkiej sytuacji postawił go „trotylowy”
artykuł redaktora Gmyza, który podważył poważnie wiarygodność ”Rzepy”. Zwolnienie Lisickiego, za którym pokład opuścili kolejni „zadziorni” może jednak okazać się gwoździem do trumny całego dziennikarstwa politycznego. Może bowiem podważyć jakże cenną dla dziennikarzy wolność słowa. Pamiętamy- w parze z powolnym spadkiem popularności "Rzeczpospolitej" szedł przecież rynkowy sukces Uważam Rze, najchętniej kupowanego w kategorii tygodników. Jedno jest pewne- pismo utraciło i utraci dalej swoich wiernych czytelników.
To dzięki nim stało najpoczytniejszym tygodnikiem społeczno-politycznym w Polsce.
"Uważam Rze" od samego początku wyróżniało się na tle
konkurencji. Juz na starcie wbiło się w niezadowoloną przestrzeń czytelników
prawicowo- konserwatywnych. Popularność „Uważam Rze” nie wzięła się jednak z
radykalnych haseł rzucanych na co dzień w artykułach i okładkach Gazety Polskiej, filmach Niezależnej TV
czy nawet wypowiedziach Janusza Korwin- Mikkego. Choć to akurat dziwne, ten ostatni pojawił
się ze swoim dosadnym komentarzem w … nowym Uważam Rze.
Redaktorzy nie wojowali słowem niczym szablą, choć zdarzały się i teksty
nasiąknięte ironią i mocną, lecz popartą argumentami krytyką. Nie przekraczano jednak granicy
przyzwoitości, na mowę nienawiści nie było tu miejsca! Co więcej- autorzy
zachęcali do merytorycznej dyskusji i polemiki, na łamach gazety prezentowali odmienne stanowiska w tej samej sprawie! Przykład widzieliśmy we wrześniowym Uważam Rze Historia (tematyka II wojny światowej):
redaktor Zychowicz na kilku stronach podtrzymywał swoje argumenty z nowowydanej
książki jego autorstwa „Pakt Ribbentrop- Beck”. Przekładając stronę widzieliśmy
komentarz, na ten sam temat, Piotra Semki, w którym stwierdzał wprost, że z Niemcami
nie można było się dogadać- honor Polski był ważniejszy, niegodny lekceważenia.
Zupełnie inne stanowisko- wolność dyskusji wewnątrz samej redakcji godna podziwu!
Szeroka mozaika wartości
„prawych”: konserwatywnych, chadeckich czy endeckich dała gazecie, w
przełożeniu na świat polityki, liczny elektorat. Kupowali Uważam Rze nie tylko
prawicowi przeciwnicy rządu ( sugerując się np. niską ceną), ale też pasjonaci historii zapomnianej. Nie trzeba było
być fanem Piotra Zychowicza, żeby czytać jego rewelacyjne artykuły historyczne,
Mazurka i Zalewskiego aby zaciągać się zabójczo ironicznymi przeglądami
tygodnia. Są (i miejmy nadzieję pozostaną) świetne karykatury i historie
komiksowe.
Na nową linię wyznaczoną przez prezesa Hajdarowicza dziennikarze ani
myśleli „spokornieć”- utworzyli własną załogę pod szyldem „w Sieci”.
Dwutygodnik rozszedł się w kilka godzin niczym świeże bułeczki. Drugiego dnia,
kiedy pytałem o gazetę, panie w kiosku bezradnie rozkładały ręce…Nowy naczelny Jan Piński zadeklarował w swoim debiutanckim wstępniaku, że całe zamieszanie nie poszło o linię tylko o nieustępliwość dziennikarzy. Zwrócił jednak uwagę na
konieczność wsparcia finansowego gazety, bez którego sukces rynkowy nie ma
szans przebicia. Czyli chciałoby się rzec– "nie zadzieraj z szefem, póki daje
kasę. Samą popularnością świata nie zdobędziemy". W imię zysku (czytaj nakładu) utrzymany został dopływ gotówki, popularność wynikająca z jawnej opozycyjności została poświęcona. Mówią, że pieniądze szczęścia nie
dają, tak też zapowiada się w tym przypadku.
Nie porywałbym się od razu na uznanie Uważam Rze za tygodnik
„spokorniały”. A już tym bardziej zdobyty przez władzę i wrzucony do jednego
worka z „Wyborczą”, „Polityką”, „Newsweekiem”. Jednak charyzmatycznych dziennikarzy
nie da się zastąpić „od razu”. Bez Ziemkiewicza, napoleończyka Łysiaka,
historyka Zychowicza, braci Karnowskich i kilku jeszcze innych „niepokornych”
utracił on swoją wyjątkowość. Czytelnikom pozostaje nowy dwutygodnik "W sieci" obecny również w sieci- tej internetowej- pod adresem wPolityce.pl. Paradoksalnie - zamknięcie gęby "niepokornym piórom", może okazać się dla nich korzystne. Jeśli nowa- stara redakcja, z "sieciowym" tytułem podtrzyma jakość z "Uważam Rze" odniesie pełen sukces. A powiedzenie "co nas nie zabije to nas wzmocni" zyska dla nich szczególne znaczenie.
0 komentarze:
Prześlij komentarz