Rządząca w
międzywojniu, podzielona po śmierci Piłsudskiego, autorytarna sanacja
potraktowała umowę z 1938 roku jako niewygodną, lecz obowiązującą. Odmawiając
przyjęcia sarkofagu królewskiego skazałaby króla na pośmiertną poniewierkę.
Możemy się tylko domyślać co robili bolszewicy z plądrowanymi przez nich
sarkofagami carów, książąt, bojarów moskiewskich… Dlaczego plądrowanymi?
Wówczas w związku Radzieckim trwała rozprawa ze starym systemem. Jednym z
etapów była ateizacja społeczeństwa- komuniści odgrywali rolę „wojujących
bezbożników”. Zabierali się za wszystko co kojarzone było z carskim,
wielkorosyjskim przepychem- dokonywali rozbiórek cerkwi i kościołów, by potem
przekształcać je w magazyny z bronią. W 1938 roku ten nieubłagalny los czekał
leningradzkie(wcześniej petersburdzkie) krypty, w których leżał pochowany od 140-stu
lat Stanisław August Poniatowski. Aby nie nagłaśniać informacji mogącej zostać
odczytanej jako zbliżenie polsko- sowieckie w oczach coraz agresywniejszej III
Rzeszy, Warszawa zdecydowała się przyjąć od Sowietów zwłoki ostatniego króla w
kompletnej tajemnicy przed opinią publiczną. Transport zwłok z przygranicznej
stacji Stołpce do Wołczyna odbył się zaplombowanym pociągiem. Drugi pochówek
Poniatowskiego stał się faktem. A nie był to ostatni epizod pośmiertnej
tułaczki króla…
Kościół w Wołczynie
został przy wyzwalaniu przez Armię Czerwoną dwukrotnie zajęty (w 1939 i 1944
roku). Front przechodził przez Wołczyn trzykrotnie. Przy „ostatecznym”
wyzwalaniu Polski kościół został zajęty i zdemolowany, a grobowiec króla sprofanowany
przez frontowych rzezimieszków. Do jakiego stopnia sowieccy wandale sprofanowali grób
ostatniego króla Polski wiedzą tylko oni sami. Na pewno znikły pamiątki władzy
królewskiej (o dziwoto!) i królewskie szaty, również znajdujące się w
sarkofagu. Wnęka, w której spoczywał król została zamurowana, resztki zwłok
pozbierane i przechowywane w ciszy przez kolejne dziesiątki lat. Charyton znał
prawdę- któregoś dnia wybrał się do kościoła, by sprawdzić co z „jego” królem
się dzieje. Zastał otwartą kryptę na środku świątyni, z resztkami kości, bez żadnych
pamiątek królewskich. Sprawa była prosta- sarkofag króla został sprofanowany i
ograbiony z cennych pamiątek.
Proboszcz z Siemiatycz kolejny raz, tym razem pod naciskiem komunistycznych władz polskich w Warszawie, został zmuszony do milczenia… Naciskał na polskich komunistów,
by wskórali cokolwiek i bratnich towarzyszy ze Wschodu. W czasach PRL-u z władze państwa nie poruszały jednak tego tematu, aby nie narażać się radzieckim
„przyjaciołom”. W końcu król był
symbolem feudalnej, upadłej i co gorsza- szlacheckiej Polski, zależnej od carskiego imperium
Rosyjskiego.
Temat wygnanego króla
ponownie powrócił w roku 1987, kiedy komunizm chylił się już ku upadkowi.
Białoruscy badacze z Grodna sprawdzili kryptę w przypominającym dawny kościół
budynku w Wołczynie, i „wykopali” z zamurowanej wnęki resztki pozostałości. Czy
są to pozostałości Stanisława Augusta możemy już jedynie domniemywać. Rok
później, ostatni król Polski, złożony w niewielkiej skrzyni, wyruszył w swoją
ostatnią podróż… Ostatecznie spoczął w warszawskiej katedrze po trzecim
pogrzebie w 1995 roku. Blisko 200 lat po śmierci król otrzymał stały pochówek.
Ta dramatyczna historia „pośmiertnej tułaczki” zwłok króla obrazuje poniekąd
stosunek Polaków do swojego ostatniego monarchy.
„Strażnik królewskiego
grobu” z Siemiatycz nie doczekał się pochówku „swojego” króla. Żyjąc jak
pustelnik do końca swojego życia dążył do przywrócenia Poniatowskiemu dobrego
imienia. Poza sprawą królewską dalej zajmował się sztuką i malarstwem na swoim lokalnym podwórku. Nieleczony
zmarł po długiej chorobie w 1975 roku. Dzięki jego przekazowi, powstał
wyjątkowy reportaż o wydarzeniach bezprecedensowych w najnowszej historii Polski.
0 komentarze:
Prześlij komentarz