Język polski być trudny!



   Zachachmęcił, hipochondryk, eksrzęcha – to kilka z najciekawszych słów zasłyszanych na piątym dyktandzie „Gżegżółki”. Podobnie jak rok temu postanowiłem dla własnej satysfakcji sprawdzić swoje nie- mistrzowskie zdolności ortograficzne i interpunkcyjne. Podstawówkowe laury w tej dziedzinie poszły już w niepamięć – teraz „teatr działań” słownych jest znacznie szerszy. Poprawna polszczyzna zobowiązuje, jednak wyrazy twarzy ludzi po całościowym odczytaniu tekstu przez lektora bywały co najmniej nie tęgie.
 
   Tekst dyktanda wyglądał tak:

sąsiedzkie hopsztosy i quasi-ryzykowny wybór

Ksawery, świeżo upieczony właściciel nowo odremontowanego eksrzęcha, jednym haustem wypił pół trzeciej szklanki kryniczanki. Nieomal by miał przekłute opony, bo sąsiad, choleryk i hipochondryk, cierpiący na alzheimera, wziął go za niedowarzonego chłystka z przeciwka, który zachachmęcił mu popularnonaukową, acz arcykoherentną biografię Bony Sforzy z serii „A To Polska Właśnie”. Zrównoważony licealista nie zamierzał się z nim handryczyć, bo to droga donikąd, ale niedorzeczna potwarz co nieco zwarzyła mu humor.

Nieniepokojenie się histerycznym sąsiadem, który wciąż patrzył spode łba zza wybujałych liści hoi, zapewniła mu lektura historii polskich inżynierów sprzed stu – stu pięćdziesięciu lat. Byli wśród nich: wynalazca telefonu głośnomówiącego, konstruktor kamery-projektora, prekursor holografii etc. (et cetera)

Mimo że gros kolegów Ksawerego marzyło o wszczepianiu bajpasów (by-passów) lub judymowskiej karierze lekarza internisty w popegeerowskiej wsi, chociażby nieopodal Mierzei Helskiej, on dał się uwieść innej wizji. Cóż, że wykształcenie techniczne nie było dlań tradycją z dziada pradziada. Postanowił pójść na politechnikę, tym bardziej że w Stalowej Woli jest nowo wybudowana filia rzeszowskiej uczelni. Uda się? A nuż, widelec…(?)

   Słysząc takie słowa, uśmiechałem się szeroko, by po chwili zdać sobie sprawę, w jak wąskim świecie słów żyjemy, jak niewielką liczbą wyrażeń operujemy na co dzień. A i tym zakresie popełniamy straszne byki!   

  Czytanie książek, prasy, statutów zwiększa naszą erudycję, pozwala na wyeliminowanie „ortów” i  interpunkcji z prostych, codziennych konstrukcji słownych. Ale kiedy słyszymy słowo, którego nie znamy i nie mamy pojęcia jak je napisać? Sytuacja komplikuje się.
   Jeśli nie nacinamy się na błędy ortograficzne, to z dużą dozą prawdopodobieństwa polegniemy na imiesłowach łączonych, rozwijanych skrótach, zwrotach z myślnikiem lub bez niego. Sam fakt, że stare i nowe Wordy podkreślają niektóre słowa, daje dużo do myślenia. Tezaurus i korekta są bez szans...  Chwała należy się zwycięzcom wszelkich dyktand oraz tym, którzy nie uciekają od używania i pisania trudnych słów. To piękny przejaw wyjątkowego patriotyzmu.
  

0 komentarze:

Prześlij komentarz

 
Design by Free WordPress Themes | Bloggerized by Lasantha - Premium Blogger Themes | cheap international calls