Proces wzmożonej „e-aktywności”
trwa w najlepsze, na w świecie i cyberświecie nie widać żadnych znaków, aby „e-
życie” miało choćby lekko zanikać. Uzależnienie od Internetu, o konkretnych
witrynach nie wspominając, już dawno stało się pierwszą chorobą cywilizacyjną
XXI wieku, niosącą psychologiczne usterki nie mniej odczuwalne niż narkotyki,
papierosy czy zwykłe bądź unikatowe pasje. Bliżej nam dziś do robotów, niż do uśmiechniętych
młokosów sprzed ładnych paru lat. Symptomem
owego zniewolenia jest pościg za treścią, w postaci nałogowego sięgania po mobilne
urządzenie, oczywiście z Internetem. Ręce szybko wystukają odpowiednią treść,
którą z kolei zobaczymy na ekranie komputera, laptopa, dotykowego telefonu . Jak
długo przeżylibyśmy funkcjonując bez internetowej wtyczki?
Uzależnienie jest o tyle przykre,
że skutki wydają się na pierwszy rzut oka nie do cofnięcia. Jak to, mam nagle
funkcjonować bez Internetu? Niemożliwe. Poczta
internetowa- sprawdzamy ją od lat, choć i ona ewoluowała ( w swym wyglądzie
i ilości danych przepływu), to zachowała swój pierwotny cel. Idźmy dalej- Facebook, Twitter ,Nasza Klasa i inne
„społecznościówki”- zabrały część atrybutów poczty, czyżby kwestia czasu, a unicestwią
emaila? Nie sądzę. Jest jeszcze Youtube,
zajrzymy tam by obejrzeć nowy filmik- zapewne nowy hit , ale i wyszukaną
muzykę; do szkoły/ na uczelnię może przydać
się popularny „Chomik”. Wybrany
portal od wszystkiego (Wirtualna Polska,
Onet, Interia) da nam informacje najświeższe, w niektórych przypadkach
wręcz niesprawdzone, niepewne, byle tylko kliknąć w link i poprawić statystyki
strony. I jeszcze strony od komiksów/składanek dających do myślenia, czyli
nakręcający się wyścig Demotywatorów i Kwejka.pl,
za którymi podążają podobne „twory”. To nie wszystko, rzucać przykładami można
dalej…
Sieć jest już nieodzownym elementem naszego życia. Jako potencjalni odbiorcy, obecni co najmniej kilka godzin
dziennie, dostajemy wielkie porcje informacji przeróżnej treści, formy,
dźwięku. Jako „suweren” sieci wyznaczamy co
jest trendy, a co nie, sami kreujemy popularność wybranych elementów:
„demota”, filmiku, newsa… A co nasza sieć ma z naszej obecności?
Jako anonimowi uczestnicy czujemy się
względnie bezpieczni, jednak jesteśmy jakby „z tyłu”, trochę wykluczeni. Nie
masz konta tu i tam? W takim razie nie masz informacji, teraz dotrze do Ciebie
tylko przez znajomego/ znajomą, który(a) sam(a) poleci stworzenie konta, a nie
będzie łaskaw(a) spotkać się z tobą. Na dłuższą metę to przecież męczące, po co
mam ci mówić i fatygować się na spotkanie, skoro w swoich czterech ścianach
możesz mieć cały świat! Zmiany mentalne w społeczeństwie wynikające z wygody i „przyklejenia”
do sieci są nie mniej przykre, niż niszczenie wzroku i klasyczne zasiedzenie
(gorzej krew przepływaJ).
Z kolei wybierając ścieżkę
ujawnienia się, choćby przez wklepanie swoich danych na portal społecznościowy,
pocztę czy inne konta, stajemy się automatycznie członkami życia wirtualnego.
Uzupełniamy swój profil bądź kreujemy swoje wirtualne ego przez wypowiedzi na
forach, stworzenie porządnej wizytówki własnej, która zainteresuje innych. Także tutaj możesz być ostrożny, pisać dokładnie i kulturą, przeglądać publikacje i kupować książki. Z drugiej strony wdasz się w ogniste pyskówki na forach mniejszych lub większych, plotkarskich lub ogólnych portalach internetowych. Ściągniesz film z ”torrentów” lub „The pirates Bay”, dzięki hakerom, którzy przeładowują przez sieć mega, giga, terabajty nielegalnych danych. Prywatność możemy zachować, wystarczy nie wdawać się w kłopotliwe opłaty, nie podawać wybranych danych, zdjęć na „ściankę”
lub po prostu je ograniczać. Tylko tyle, ale i aż tyle...
Zastanawialiście się kiedyś, ile
razy braliście udział w rejestracjach, w których musieliście podać swoje dane
osobowe? Doliczmy do wymienionych wyżej elementów konto bankowe, serwis od
zakupów, portal od darmowych mp3, portal od darmowych filmów, portal o filmach
i opiniach, sportowe serwisy, nawet rejestracje na internetowych stronach
uczelni, zakładu pracy, portalu… O rejestracjach na tak zwany „raz” nie
wspominam. Nazw specjalnie nie podaję, dobrze wiecie o co chodzi. Gdybym spisywał wszelkie rejestracje na kartkach wiedziałbym wszystko,
podejrzewam że ich liczba doszłaby u mnie do 20. Co mam na myśli?
W sieci mamy swoje drugie życie. I
nie możemy z niej wyjść, chyba , że jakimś cudem nie jesteś zarejestrowany/a nigdzie,
za co należą się Tobie osobiste gratulacje jak i … porady w postaci
„nieprzyznawaj się do tego publiczności”. Nie zamierzam cię dyskredytować,
lepiej uniknąć po prostu kolejnych porad w stylu „zarejestruj się…”, „tak
będzie ci łatwiej”.
Słynne „jak cię widzą tak cię
piszą”, w cyberświecie przerobimy na „jak
cię opiszą tak cię zobaczą” W zależności jak się prezentujesz w sieci tak będziesz
postrzegany w „realu”. Tylko gorzej jak wizerunek w sieci nie idzie w parze z "właściwym tobą". Lepiej swój wizerunek poprawić, ale nie w sieci, tylko książką, dobrym filmem, pójściem na mecz, do teatru, pograć w piłkę. Między PRAWDZIWYCH ludzi. Banalne, ale od czegoś trzeba zacząć.
PS.
Czytelniku! Jeśli dotrwałeś do końca
tego wpisu dziękuję ci za to. Udowodniłeś(aś), że nie wszystko co krótkie i
obrazkowe przykuwa uwagę w sieci. W razie pytań podziel się uwagami ze mną J
0 komentarze:
Prześlij komentarz