fot. sfgate.com |
Mecz wprawdzie nieprzegrany, ale kolejny bez strzelonej bramki
– atmosfera wokół reprezentacji piłkarskiej staje się coraz bardziej nerwowa.
Wybrańcy Adama Nawałki pod każdym względem odstawają od wybrańców poprzednich
selekcjonerów. Jak niewiele wystarczy, by postawić drużynę narodową na nogi pokazali
wczoraj Francuzi. Z futbolowego piekła (przegrali w Kijowie z Ukrainą 0:2) w 90
minut odrobili stratę, i to oni pojadą do Brazylii na Mistrzostwa Świata.
W tym miejscu warto cofnąć się do 2012 roku. Piłkarzy
Franciszka Smudy, choć polegli na EURO rozgrywanym przy własnej publiczności, w
grupie najłatwiejszej z możliwych, oglądało się z optymizmem i wiarą w sukces. „Prawie-zwycięstwo”
z Niemcami (mimo wszystko robi różnicę), zaaplikowanie Drogbie i spółce trzech
bramek, bramkowe remisy ze światowymi potentatami: Argentyną, Meksykiem – takie
wyniki, uwzględniając fakt, że były to gierki towarzyskie, udowadniały, że
naszym „Orłom” należy się kredyt zaufania przed historycznym turniejem z
historycznie wielką presją. Choć na ME nie wyszło – dwie dobre połowy w dwóch
różnych meczach to za mało na grupę marzeń – styl reprezentacji pozostał, mimo
ogólnonarodowego rozczarowania.
Przy Fornaliku „biało- czerwoni” potrafili urwać punkty
Anglii, lecz oddali też cały ich komplet Ukrainie, bezcenną zdobycz zostawiali
też w Mołdawii i Czarnogórze. Ze świetnych połówek za czasów Smudy zostały
jedynie kwadranse, maksymalnie 25 minut dobrej gry na mecz. Kiedy brakowało „pary”
polska maszynka stawała, co przeciwnicy wykorzystywali bezlitośnie. Morale
piłkarzy opadało coraz niżej, nagonka i dysputa medialna rosły proporcjonalnie
do ilości traconych punktów w kolejnych meczach.
trener Francuzów ocalał przed dymisją, fot. Yahoo |
Zdajemy sobie sprawę, że po dwóch meczach nowy selekcjoner
jest wciąż na etapie testowania nowych graczy, kombinacji, założeń taktycznych.
Domagamy się zwycięstwa na przełamanie podczas gdy widzimy starych i młodych
kadrowiczów z reprezentacyjnymi żółtodziobami bez kompletnego zgrania, kiedy okres
przewagi pozycyjnej ogranicza się do kilku akcji. Wreszcie - nasi piłkarze zmęczeni
są biciem głową (właściwie piłką) w mur, złożony z jedenastek rywali. I nie
mówię o jedenastkach Niemiec, Włoch czy Argentyny, lecz Czarnogóry, Słowacji i
Irlandii. Nie tylko realiści łudzą się, że oczekujemy od obecnej reprezentacji
niemożliwego.
Otoczka wobec reprezentacji Francji była przed jej
rewanżowym meczem fatalna. Porażka europejskich gwiazd z „tylko” solidnymi Ukraińcami
sprawiła, że na podopiecznych Didiera Deschampsa posypały się gromy większe od
tych spadających na polskich piłkarzy. Rozczarowania nie kryli dziennikarze,
nawet politycy. „Zagrałabym na lewej obronie zamiast Patrice`a Evry” miała napisać
była minister sportu Rama Yade. Statystyki
również stawiały Trójkolorowych na przegranej- żaden zespół nie odrobił w
barażach dwóch bramek straty…
A jednak pokazali, że w piłce można się odrodzić. W meczu,
który wyglądał jak pościg zwyciężyli 3:0, przeważali przez cały mecz, mimo, że
grali z nożem na gardle. Bramka ze spalonego i nieuznane wcześniej trafienie
Benzemy – takie wpadki nie powinny się zdarzać, od nich nie uciekniemy, ale to
kwestia na inną dyskusję. Łut szczęścia współgrający z sędziowskimi pomyłkami istnieje
w futbolu od zawsze. Wczoraj sprzyjał postawionym pod gilotyną Francuzom, ale
to nie dzięki niemu uciekli oni z pod jej ostrza. Zawdzięczają to odważnej,
konsekwentnej grze, niepozbawionej koniecznego w takiej sytuacji ryzyka.
Szalony pościg piłkarskiego TGV w skrócie na poniższym filmiku.
0 komentarze:
Prześlij komentarz