Dwa dni z Wilna wzięte

Wyprawiając się do Wilna, nie miałem prawa spodziewać się wrażeń jakie wywoła na mnie stolica Litwy. Dzięki fantastycznym gospodarzom (pozdrowienia dla przewodnika Asi i szofera Gierka J) nasze oczy dotarły do każdego istotnego dla Polaków zabytku Wilna.

Ostra Brama i kościoły...
To jedynie niewielki procent sakralnych budynków, w których "odfajkowaliśmy" swoją obecność. W samym centrum i dookoła Starówki naliczyłem cztery cerkwie, około siedmiu kościołów, synagogę i kilka przydrożnych kapliczek. Był jednak jeden kościół, który wyróżniał się z pośród innych - Kościół św. Piotra i Pawła. Zdobi go na ścianach i od kopuły ponad dwa tysiące rzeźb o symbolice biblijnej, mitologicznej i historycznej. Tak jak w innych przypadkach, zdjęcie nie odda wrażenia jakie ogarniało patrzących się w górę turystów.





Co kilka minut na naszej trasie pojawiały się kolejne kościoły. Uwagę przykuwały szczególnie dwa: strzelisty kościół św. Anny wybudowany w stylu niderlandzkiego gotyku oraz pompatyczna budowla Katedry Wileńskiej.

Państwo w mieście

Za jedną z wileńskich rzek przekroczyliśmy granicę. Swoistego minipaństwa, okraszonego ładną tablicą, swoimi znakami. Państwo zwie się: Republika Zarzecza. Jest to dzielnica artystów, poetów, zakochanych ( na jednym z mostów standardowe kłódeczki), ma swój centralny pomnik Anioła dmuchającego w róg, superwąskie ulice, nawet własną konstytucję wypisaną na jednym z okolicznych murów.



Centrum miasta

Wybrukowane w stylu iście zabytkowo- europejskim, do dziś mam wrażenie jakbym czuł się w unijnej części Brukseli. Z wielkiego ratusza powiewała równie wielka flaga, której barwy przypominały raczej te łotewskie, zanim dowiedziałem się że jest to kolorystyka stołecznego miasta. Litewski nacjonalizm znałem dotychczas tylko z telewizji. Teraz przekonałem się na własne oczy, jaką wagę Wilnianie przywiązują do flag. Na co trzeciej ulicy łopotały po dwie flagi. W różnym układzie: litewska i litewska (!), unijna i litewska, litewska i wileńska, unijna i wileńska.




Wąskie uliczki- to w starych miastach element powszechny- ale z napisami w tak arcytrudnym języku, że nie pozostawało nic jak łapanie się za głowy. Mieszanka łotewskiego i łaciny? Greckiego i fińskiego? Po polsku nie warto się odzywać a już na pewno krzyczeć, swoje prośby o kawę czy regionalnego Svyturysa składałem więc po angielsku.

Rosa...

Polska tradycja nie pozwalała ominąć naszego „czułego punktu”. Choć pogoda nie dopisywała pojechaliśmy na cmentarz gdzie spoczywa matka Józefa Piłsudskiego z sercem syna czy Joachim Lelewel… Najbardziej ujął mnie jednak widok ze wzgórza na polskie groby.

Wieża Giedymina, Góra Trzech Krzyży, Uniwersytet Wileński, więzienie Mickiewicza - poety i wieszcza trzech narodów, w końcu zamek w Trokach i tak dalej i tak dalej… Kawał historii, której nie wyprał radziecki socjalizm. Czy jest to wciąż polskie miasto, grające w polskich duszach sentymentem? Moim zdaniem jak najbardziej.



Na koniec parę pozostałych ujęć:








na koniec zdjęcie z gospodarzami i przewodnikami   


0 komentarze:

Prześlij komentarz

 
Design by Free WordPress Themes | Bloggerized by Lasantha - Premium Blogger Themes | cheap international calls