Mało kto myślał, że tak
pięknie rozpocznie się sportowa zima dla polskich sportowców. Choć odszukanie
śniegu za oknem okazałoby się nie lada wyzwaniem, to właśnie specjaliści od
nart, swoimi jakże pięknymi występami w pierwszych dniach stycznia, przynoszą
nam najwięcej powodów do dumy i uśmiechów. Mowa oczywiście o niezawodnej
Justynie Kowalczyk, odgrywającej główną rolę w Tour the Ski
oraz Kamilu Stochu, zawodniku, który przeszedł największą metamorfozę formy ze
wszystkich skoczków.
Sukces naszych „nart”
smakuje tym bardziej, że początek sezonu zimowego, jeszcze w tamtym roku, nie
zwiastował takiego optymizmu w kraju, którego sportowe narciarstwo nie może równać
się tradycjom narciarskim krajów skandynawskich czy niemieckojęzycznych. O ile
Kowalczyk rozkręciła się już przed Sylwestrem przejmując od głównej rywalki
żółtą koszulkę liderki Pucharu Świata, to występy Stocha i spółki okazały się kompromitacją,
jakiej nie pamiętali najstarsi górale na Podhalu.
Dziś, kiedy Polak zajął
drugie miejsce w Innsbrucku przegrywając jedynie z pucharowym dominatorem,
jeszcze 22- letnim (!) Schlierenzauerem, wygrywającym konkursy na zawołanie (jeszcze
dwa i rekord 46 zwycięstw niedługo pęknie), mamy pewność, że po listopadowym falstarcie naszego lidera
nie ma już śladu. Stoch będzie, niezależnie od wyniku w Bischofshofen, jednym z
murowanych faworytów zbliżających się
Pucharów Świata na ziemi ojczystej- w Wiśle i Zakopanem. Jest dziś jednym z
niewielu, którzy mogą walczyć z austriacką plejadą supergwiazd i niemieckich
talentów. Lepszej okazji do pokazania się dla pozostałych Polaków: Macieja
Kota, Dawida Kubackiego i innych nie będzie. Ich odrodzenie się pozwala
wierzyć, że trenerskie słowa o walce o medal w drużynie na Mistrzostwach Świata
nie są tylko pięknymi słówkami rzucanymi na wiatr, lecz mają pokrycie w coraz
lepszych występach „biało- czerwonych”.
Wszystkie znaki na niebie
mówią mi, że Justyna Kowalczyk zgarnie czwarty z rzędu (!) triumf w Tour the
Ski. Włoska ziemia jest szczęśliwa dla naszej utytułowanej biegaczki. Utrzymanie
przewagi w ucieczce popularną „łyżwą” nad goniącej w szalonym stylu Kalli, pokazało
silną determinację Polki. Dzisiejszy pogrom konkurencji na trzykilometrowym „klasyku”
i ponowne zwiększenie przewagi do ponad minuty nad kolejną biegaczką zwiastuje,
że na Polkę w tym turnieju nie będzie mocnych. Justynie pozostał jej koronny
dystans 10 km stylem klasycznym i niedzielny finał. Sytuacji nie pomniejsza fakt, że główna rywalka
– Marit Bjoergen- nie bierze udziału w turnieju. Zwycięstwa i punkty do
klasyfikacji za zawody sprawiają, że Polka ucieka od Norweżki w „generalce” i
dogonienie jej będzie piekielnie ciężkim zadaniem.
Polski kibic,
zadowolony sukcesem będzie domagać się więcej, zarówno od Stocha i spółki jak i
Kowalczyk. Głównym celem roku są Mistrzostwa Świata w Predazzo, jednak każdy
dobry występ: urywanie punktów przez polskich skoczków austriackiemu dream teamowi czy ucieczka polskiej
biegaczki przed „skandynawskim pościgiem” udowodni, że z polskim narciarstwem
klasycznym należy się w świecie liczyć.
0 komentarze:
Prześlij komentarz