Nadciągnął czerwiec, a tym samym finisz
(teoretycznie) mojego politologicznego licencjatu. Skończyłem pisać pracę,
która lada dzień przejdzie odpowiednią obróbkę w seminaryjnych dyskusjach, w
międzyczasie przydałoby się zdać ostatnie przedmioty, by spokojnie przystąpić
do egzaminu dyplomowego. Nawet w pracy nie obeszło się bez historycznego hysia J
Postanowiłem podzielić się
ogólnymi, ale też tymi ciekawszymi morałami, które wyniosłem w trakcie pisania
swojej pracy. Nie wciągając się w poważny wydźwięk tytułu- przedmiotem moich badań
są relacje Związku Sowieckiego wobec
satelickich państw Europy Wschodniej: Polski i Czechosłowacji w dobie zimnej
wojny. Specjalnie wybrałem właśnie te państwa, funkcjonujące w sąsiedztwie
od ponad tysiąca lat, a jednocześnie różniące się swoją historią, warunkami gospodarczymi, mentalnością w niemal
każdym zaułku dziejów.
Nie inaczej przebiegał 45- letni
epizod z socjalizmem. Państwa leżące w „sercu” Europy zostały uznane
jałtańsko-poczdamskimi decyzjami Wielkiej Trójki ( premier Wielkiej Brytanii
Winston Churchill, prezydent USA Franklin Delano Roosevelt i przywódca ZSRR
Józef Stalin) za strefę wpływów radzieckich. Gruziński dyktator imperium,
które poniosło ogromne straty ludzkie i materialne, dostał, w zamian za wojenne
zaangażowanie w bicie hitlerowców, w „opiekę” pół kompletnie różnej Europy.
Niepokorną Polskę (która miała już doświadczenie w laniu komunistów z 1920
roku) , pozornie ugodową Czechosłowację z wizją pomostu między Wschodem i
Zachodem, najdłuższych sojuszników Rzeszy- Węgrów, czy w końcu gorący żywioł
bałkański, który zjednał silną ręką lokalny komunista Josif Broz- Tito.
Jednolita polityka wobec satelitów była niemożliwa.
Miałem możliwość odniesienia się
do Węgier, ale z racji miejsca w pracy odrzuciłem ten pomysł. W jednym zdaniu
ciężko się zmieścić, jednakże droga od węgierskiego Stalina- Matthiasa
Rakosy`ego, przez komunistę- zdrajcę Imre Nagy`a i radzieckie czołgi w Budapeszcie
w 1956 roku, aż po tamtejszy okrągły stół i transformację ustrojową są nie
mniej interesującymi wątkami niż losy Polaków, Czechów i Słowaków z lat
1945-1990.
Pracę wyznaczyły mi dwie główne
daty. Obie ważne dla „moich” państw. Pierwsza to 1968 rok- tzw. Praska Wiosna,
druga to 1981 rok- Stan Wojenny w Polsce. W pierwszym przypadku zagrożenie
kontrrewolucją i odejściem od komunizmu zostało natychmiast, w ramach doktryny
Breżniewa, zdławione wojskami Układu Warszawskiego: radzieckimi, polskimi,
węgierskimi. Czesi i Słowacy zapamiętali tą „lekcję”, sympatia do Rosjan, nawet
do Sowietów z II WŚ ustąpiła miejsca biernemu oporowi i podziemnym zmowom
inteligencji. Należy wspomnieć jeszcze, że do 1948 roku (ok. 3 lata) w
Czechosłowacji istniała złudna demokracja, w której komuniści pokojowo
współżyli z całą resztą. Obraz Sowietów w ich oczach był na pewno najbardziej
pozytywny spośród innych demokracji ludowych.
Dla większości Polaków 1945 rok
oznacza nową okupację, pod czerwonym sztandarem. Budujący się system krwawo
rozprawia się z kolaborantami, żołnierzami z podziemia niepodległościowego,
obrońcami rządu na uchodźstwie. Kiedy Czechosłowacja otwarcie wychodziła z
mrocznego stalinizmu ( u nich Klement Gottwald) i niebezpiecznie dryfowała ku
złudnej wolności, polski reżim na czele z Władysławem Gomułką „przyciskał
śrubę”. Zamiast o wolnej prasie, samodzielności partii od ZSRR, żyliśmy słowami
tow. „Wiesława”, który wspominał, że choć brak żywności i drożyzna, to
lokomotywy tanieją…
Stan Wojenny w Polsce |
W oczach Sowietów zdawaliśmy
wówczas trudny test wierności. Z drugiej strony polscy opozycjoniści przez
większość zimnej wojny wyróżniali się na tle czechosłowackich towarzyszy
(nie)doli wybitną zdolnością do otwartych manifestacji. Swój sprzeciw wobec komunistycznej
władzy pokazywali w trudnych latach (1956- robotnicy, 1968- inteligencja) ale i
barwniejszej dekadzie Gierka (1970, 1976, 1980), w końcu na samym końcu (1988), udowadniali swoje nieprzejednanie nawet
w Stanie Wojennym.
Fakt, że 1981 rok nie przyniósł
militarnej powtórki z 1968 roku, ma zapewne nie mniejsze znaczenie. Decyzja
Wojciecha Jaruzelskiego o wprowadzeniu Stanu Wojennego dzieli naród niemal na
pół po dziś dzień, nigdy nie dowiemy się czy była to jedyna słuszna droga. Tak
się jednak stało. Rozważania na temat interwencji w Polsce odbywały się na
tajnych naradach wojsk UW w Moskwie, przygraniczne NRD i Czechosłowacja
zamknęły granice, a wojskowi dostali swoiste instrukcje. Wszystko zależało od
potężnych Sowietów, którzy 5 grudnia 1981 roku zadecydowali, że interwencji nie
będzie… Zaangażowani w fatalną w skutkach wojnę w Afganistanie, ostrzegani
przez zachodnich przywódców, dążyli do wywarcia strachu w postaci
przygranicznych koncentracji wojsk oraz wielkich manewrów Sojuz 81.
Po 1981 roku sytuacja wyglądała
tak: Czesi i Słowacy wciąż pamiętali lekcję sprzed 13 lat, którą wymierzył im
nauczyciel-opiekun ze Wschodu. Polakom, straszonym widmem brutalnej powtórki,
udało się przeprowadzić ją po swojemu. Władze zamykały i interweniowały buntowników
z „Solidarności”, kluczowe punkty miast i ulice wylotowe obsadziły kordony
milicji i wojska, uruchomił się system przepustek znany dotąd z okupacji
wojennej. 2 lata Stanu Wojennego nie sparaliżowały jednak najpotężniejszego
ruchu w bloku wschodnim, a zapewne i na świecie.
Pacyfikacja Czechosłowacji w 1968 roku |
Czesi i Słowacy wyszli do
działania. Jedynie podziemnego, jedynie literackiego i krążącego wokół idei
praw człowieka (Konferencja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie w 1975 r. w
Helsinkach). Dokument tamtejszych opozycjonistów „Karta 77” , podważał władzę nie
wprost, w Polsce podobną rolę spełniały postulaty stoczniowców z 1980 roku. Ale
Polacy potrafili jeszcze się buntować otwarcie… Przedstawiciele „Karty 77” i polskiego Komitetu Obrony
Robotników (KOR), współpracowali od lat osiemdziesiątych regularnie. Jednak reżimy
Jaruzelskiego (Polska) i Husaka (Czechosłowacja) przyjmowały liberalizację
bardzo ostrożnie, nie pozwalając na rewolucyjną zmianę systemu. Wskazani panowie
utrzymali swoje stanowiska przywódcze niemal do końca znamiennego 1989 roku.
Na przemiany w całym bloku,
zapoczątkowane przez pierestrojkę w ZSRR Michaiła Gorbaczowa, nie było już
odwrotu. Upadek systemu był kwestią czasu. Na Wikipedii znalazłem znamienne
zdanie opisujące drogę państw satelickich do wolności:
„To co zajęło Polsce, licząc od postulatów
stoczniowych blisko 10 lat, Węgrom zajęło 10 miesięcy, a Czechosłowacji nieco
ponad 10 dni"
Jakże prawdziwe jest to zdanie, dobitnie pokazuje różną mentalność narodów. Polacy, mimo krwawych lekcji popowstaniowych, tragedii wojen
światowych, obciążeń nakładanych przez rodzimych komunistów po licznych
strajkach, nie potrafili choćby na dekadę zamilknąć w posłuszeństwie. Wciąż
pokazywali światu swój nieprzejednany charakter, podwójnie uczulony na słowo „wolność”.
Z kolei Czechosłowacja, państwo przyjazne żywiołowi rosyjskiemu i jego
imperialnym, a później internacjonalistycznym zamiarom, w wyniku zbyt „niebezpiecznych”
poczynań roku 1968, zostało najechane w imię obrony systemu. Wszelkie sympatie
skierowane na Wschód znikły. Bez zrywów niepodległościowych, otwartych wieców
na wzór wybitnych Polaków: Lecha Wałęsy i papieża Jana Pawła II, ale z
inteligencją podziemną i aktywistami broniącymi praw człowieka, Czesi i Słowacy
czekali na swój czas. W ciągu 12 dni Aksamitnej Rewolucji wykorzystali go perfekcyjnie.
0 komentarze:
Prześlij komentarz