Zwłaszcza przed
rokiem, gdy rozbudowywano system z 45 do 90 stacji, ale i w tym roku, władze
miasta chlubiły się systemem Lubelskiego Roweru Miejskiego. Wyróżnienie dla
milionowego użytkownika, pożyczania przez aplikacje, tandemy – wszystko pięknie.
Szkoda, że jakość rowerów i obsługi poleciała ostatnio na łeb na szyję.
Traktuję LRM jako ewentualność szybszego podskoczenia na materiał, do domu. Przy okazji, kiedy stacja jest na wyciągnięcie ręki.
Przy kolejnych odmowach systemu i wypożyczonych bublach skończyła się moja cierpliwość. Miałem już okazję dzielić się usterkowością LRM w prasie, ale firma bierze te alerty i odpowiada, że system się kalibruje, że wynika to ze złego użytkowania.
Piszę o tym oczywiście z autopsji, ale niepochlebnych odniesień znajduję więcej. W mediach społecznościowych, na samych stacjach. Ludzie stoją
z telefonami, wiszą na rozmowach z obsługą, celem zwrotów lub wypożyczeń. To
chyba największa z plag – większość moich wypożyczeń (a było ich z 7-8)
kończyła się tym, że z zamka albo rower nie wyskakiwał albo przy zwrocie na
zaskakiwał.
Linia również nie należy do ekspresowych. Prywatna firma
zedrze z ciebie jak najwięcej czasu na infolinii, zapyta o język, numer
telefonu (akurat to logiczne) i … czekasz aż się połączysz. Albo co chwila są
reklamacje i alerty o pomoc albo „telefonowi” w Nextbike nie pracują. Drugie
wykluczam.
Na te kilka wypożyczeń udało się, BEZ żadnych usterek
wypożyczyć 1 rower. JEDEN. A to coś pika w napędzie, a to siodełko nie do
regulacji, a to wyżej wspomniana plaga. Lepiej skorzystać z aplikacji,
przekonałem się o tym wczoraj. Zamawiałem przez automat 4 rowery na dwóch
stacjach. Wszystkie były serwisowane, albo… pożyczone. A człowiek telefonem wypożyczył rower i
pojechał w trymiga.
Widzę coraz mniej powodów, aby wykorzystywać LRM do
autopromocji miasta. Coraz bardziej nie polecam.
0 komentarze:
Prześlij komentarz