Dzień świąteczny w zestawieniu z wakacjami daje Lublinowi
niezły przesiew. Na ulicach nie usłyszysz żywej duszy, gdzieniegdzie tylko
przemknie autobus miejski. A że jest święto to i one rzadziej kursują. Klimatu
miastu cokolwiek dodaje Jarmark Jagielloński, którego kolejna edycja zagościła
właśnie w dniu Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Lublin staje się miastem
wygasłym, w którym brakuje czterech kółek na ulicach, studentów i alternatywy.
Wstępując kolejny raz do Koziego Grodu w okresie wakacji
utwierdziłem się w przekonaniu, że wyeksmitowanie się jednej trzeciej miasta,
którą stanowią tutejsi studenci, sprawia że zamiera ono niczym kurort po
sezonie. Brakuje pary, pędu który czyni miasto niezatrzymywanym,
samonapędzającym się.
Spacerujesz ulicami przez które w czasie roku akademickiego gonisz,
dreptasz, przebiegasz lub które z wygody pokonujesz empekiem i nie widzisz nic.
Nic ciekawego. Kampus UMCS, oblepiony zielenią przypomina szpital sanatoryjny, niewielka
gromadka ludzi pod „Marysią” (Curie-Skłodowską) budzi podziw. Ktoś jednak
pozostał. Frytkownie, kebabownie, naleśnikarnie, bary mleczne – wszystko dziś zamknięte,
ale po święcie ruch nie będzie tutaj wielki.
Idźmy dalej. Centrum kultury nowoczesności – galeria Plaza.
Sfrustrowani jej zamknięciem klienci skorzystają tu dziś jedynie z toalety, dla zaspokojenia
pozostaje przechadzka między witrynami. Co niektórzy przesiadują na ławkach licząc, że
Wniebowzięta otworzy im House`a, Empika czy Stokrotkę.
Święto sprzyja przechadzkom na świeżym powietrzu, zwłaszcza
w zielonym parku. Dwa lata równania trawy i kreacja Parku Saskiego – absolutna czołówka
– nie przyciąga tłumów. Kilka ławek zajętych, przeważnie przez starszych ludzi.
Młodzi odpoczywają, opalają się nad Zalewem Zemborzyckim lub wyjechali za dorywczym
lub stałym chlebem do stolicy.
Gdyby nie Jarmark nadający dzisiaj starówce klimatu, aromatu
i zabaw rodem ze średniowiecza, w Lublinie nawet nie poczułoby się święta. Mała
grupka z przewodnikiem przewija się po placu po Farze, plac zabaw pod Zamkiem
stał się centrum rozrywki. Animatorzy dają młodym kilkanaście gier, zmuszając
rodziców do zagęszczenia pobliskich błoń.
Głównym traktom miasta
bliżej dziś do deptaków w kurortach niż zakorkowanych przez dziewięć miesięcy w roku
ulic. Daj lublinianom święto w wakacje, a przez ulice przejdzie antysamochodowe tornado. Motocyklista, który przejeżdża sto metrów na jednym kole w klasycznych
godzinach szczytu – widok robi wrażenie, na pewno niecodzienny, w studenckim Lublinie awykonalny. Tylko na ścieżkach rowerowych przy Bystrzycy ruch taki jaki panuje tam od kwietnia do czerwca. Co chwila biegacze, spacerujące rodziny, cyklista. Uf, kultura
zdrowia ma się jeszcze dobrze. Przy Krochmalnej stoi już nowa gablota – Lublin Arena.
Na stadionie o europejskich standardach będzie grał trzecioligowy Motor.
Jakaż szkoda, że przez jeden kwartał miasto odcina się od tego co ma najpiękniejsze. Lepiej potraktować lato dla Lublina jako okres przejścia. Sansarę. Kolejne otwarcie koła już w październiku.
1 komentarze:
już nie mogę się doczekać stadionu :)
Prześlij komentarz