Sytuacja nr 1. Wyprowadzka z Lublina na całego, czyli trzy
torby plus brat laptop na szyi. Po wysiadce z szynobusu Lublin-Stalowa Wola
Rozwadów wskakuję w miejski autobus, który zawozi mnie niemal pod samą klatkę. Do
pojazdu, oprócz nafaszerowanego bagażami studenta, wsiadają sami dorośli. Doroślejsi
dorośli. Trzecie pokolenie, w najlepszym wypadku rodzinka z wózkiem i dzieckiem,
dla której przesuwam swoje torby. Nie musiałem długo czekać, by wir dużego miasta i pęd młodych się ulotniły, a ich miejsce zastąpiło sielankowe slow-motion.
Sytuacja nr 2. Przebieżka po nadsańskich wałach, w końcu z
dala od brudnych, hutniczych uliczek. Trening przed II Stalową Dychą. Sam bieg
i rozgrzewkę prowadzę z dala od miasta, tym razem zostawiam je w spokoju. Co
innego droga nad rzekę i z powrotem. Mijam jedno osiedle za drugim, sklep za
sklepem, kolejne place zabaw. Poza paroma dzieciakami na rowerkach i z
łopatkami w dłoniach na ławkach i przechadzkach widzę SAMYCH STARSZYCH LUDZI. Zapewne
dziadków opiekujących się wnukami pod nieobecność rodziców. Ewentualnie
drepczących pod rączkę powoli emerytów. Nic ich tutaj nie dziwi, przecież spacerują niemal wyłącznie wśród swoich. Widok biegnącego chłopaka urasta do rangi wydarzenia.
Mówią z kim przystajesz takim się stajesz. Problem w tym, że
jakoś niespecjalnie ciągnie mnie do ludzi 35+, o starszych nie wspominając. Co innego
praca, kilka razy miałem przyjemność dorabiać z 50-cio i 60-ciolatkami. Że był to zakład przemysłowy, to i mentalność z epoki industrialnej. Kilka
razy z nudów przeglądałem karty godzinowe. Niemal same Henryki, Zygmunty, Władki.
Zbyt wielu młodych, z potencjałem ale bez możliwości rozwoju
na miejscu, dało już – i wciąż daje – dyla z hucianego grodu. Zdaję
sobie sprawę że rówieśnicy, nawet rocznikowi sąsiedzi, zdążyli już – na krócej,
dłużej lub na wieki wieków – czmychnąć do kilkusettysięcznego miasta
wojewódzkiego lub za granicę. Jeśli są akurat w pobliżu to albo odpoczywają po
pracy (szczęściarze?), albo kryją się przed upałem. Są jeszcze opcje z odpoczynkiem
wakacyjnym, wyjazdami. Co nie zmienia faktu, że młodych-nienajmłodszych po prostu w Stalowej Woli nie widać.
Nie wiem czy to ostatnie takie wakacje, po intensywnym
czerwcu z sesją, pracą i szukaniem stancji na głowie planuję jeszcze naładować
baterie. W coraz większym mieście dinozaurów. Rodzice się nie obrażą.
PS. Dla nieStalowego mieszkańca trochę cyfr na koniec. Od początku tysiąclecia Stalowa Wola zmniejszyła się o 7 tysięcy mieszkańców (z 71 do 64 tysięcy), a największy odsetek mieszkańców ma od 55 do 59 lat (dane z 2012 roku).
0 komentarze:
Prześlij komentarz