Putin nie kończy historii świata


O tezie końca historii Francisa Fukuyamy rozpisywano się ostatnimi czasy namiętnie, w innej niż dotychczas formule. Wjazd terrorystów na Krym i zagarnięcie półwyspu przez Putina uruchomiło w geopolitycznych mózgach XXI wieku czerwoną lampkę. Choć mamy NATO, a nawet w nim jesteśmy nie możemy być niczego pewni. Także tego jaki scenariusz napisze nam dziejąca się na naszych oczach historia.

Historia skończona, krew leje się dalej
Fukuyama ogłosił w 1989 roku, że historia świata się skończyła. Upadek Związku Radzieckiego oznaczał upadek komunizmu, co oznaczało koniec dwubiegunowego świata z przywódcami szarpiącymi się nad guzikami atomowymi. Do lamusa odeszły wojny szpiegów, wyścig zbrojeń i zimna retoryka.  Zwycięstwo demokracji i gospodarki liberalnej miały przynieść ludzkości wieczny pokój i dobrobyt.


Dawne demoludy pomaszerowały do Unii Europejskiej i NATO. Z drugiej strony miejsce miały tragedie przeczące tezie politologa. W 1991 roku rozpoczął się ludobójczy kocioł na Bałkanach, trzy lata później jedno plemię wyrżnęło drugie w centrum Afryki. Ludobójstwa to tylko przykład, naprawdę ciężki kaliber. W XXI wiek weszliśmy z terroryzmem w Nowym Jorku, potem była tragedia w Biesłanie, kolejne zamachy w Londynie i Madrycie. Świat przez palce spoglądał na Pekin i sprawę Tybetu, kiedy Chiny organizowały igrzyska, częściowa solidarność (Sarkozy - Kaczyński) pojawiła się w przypadku rosyjskiego najazdu na Gruzję (2008). Kolejną dekadą otworzyły bunty w islamskiej Afryce, zarządzanej latami przez – w porównaniu do klanu Kimów, Sadamma Hussajna czy ajatollahów w Iranie - pół i ćwierćdyktatorów. Afryka stłumiła się sama lub przy pomocy świata (Libia), w Syrii dalej leje się krew dziesiątek tysięcy mieszkańców reżimu Baszara al-Asada.

Telegraficzny przegląd posłużył mi do wykazania jak wiele niewinnej krwi rozlało się w świecie gdzie spokojnie egzystują gwieździste potęgi: Stany Zjednoczone i Unia  Europejska. Co udało się w Libii, nie udało się już w Syrii i dzisiaj nie udaje się w przypadku Ukrainy. Naszemu wschodniemu sąsiadowi Rosja wysyła – jak powiedział premier Arsen Jaceniuk – trzeci największy surowiec po ropie i gazie – terroryzm.

Prowokacją w światowy pokój
Jasne było i jest to, że Putin nie spocznie na przejęciu Krymu. Sytuację ma o wiele trudniejszą niż Stalin 75 lat temu, czy Piotr Wielki ponad trzy wieki wstecz. Tyrani wschodu budowali swoje imperia na bagnetach i krwi tysięcy własnych obywateli, nie czując jednocześnie demokratycznego ostrza państw zachodnich. Dziś prowadzenie otwartej wojny z NATO byłyby dla Rosji historycznym harakiri. Zdaje sobie z tego sprawę kremlowski przywódca, dlatego ucieka się do starej radzieckiej szkoły prowokacji. Tylko to mu pozostaje.

Dziesiątki zabitych żołnierzy, utracone sprzęty wojskowe z helikopterem we wschodniej Ukrainie to już poważny sygnał. Czy Putin, który przyznał się ostatnio że separatyści działają pod dyktando Kremla, rozpęta na wschodniej Ukrainie pierwszą wojnę totalnego terroryzmu? Im bardziej rząd w Kijowie się waha, tym bardziej zyskuje Rosja, grająca twardo (separatyści) i miękko (minister Siergiej Ławrow).

Otwarte propozycje referendum w sprawie federalizacji Ukrainy będą wkrótce głównym tematem w konflikcie. Czekamy na efekty negocjacji w Genewie.


  

1 komentarze:

Anonimowy pisze...

Łał, Chudy, ale Ty masz głowę... tęgą!

Fanka

Prześlij komentarz

 
Design by Free WordPress Themes | Bloggerized by Lasantha - Premium Blogger Themes | cheap international calls