Duże miasto wojewódzkie we wschodniej Polsce, centrum
miasta. Między dziesiątą a jedenastą
rano, kiedy przebywam w tym miejscu, ma miejsce godzina szczytu w pracy
roznosicieli ulotek. Wolnych strzelców, ale chodzących w dwójkach czy trójkach,
którzy pragną opróżnić swoje plecaki z dniówkowej normy. Co na to przechodnie?
Kilkugodzinny wypad na załatwienie spraw w „sercu” miasta wyglądał
jak wymierzona w przechodnia seria wystawionych rąk z ulotkami. Nie ważne czy
człowiek stary czy młody, czy goni jak szalony na piechotę, czy włóczy się po
restauracjach. Czy omija ubranych w stroje z logiem firmy roznosicieli szerokim
łukiem czy sprawia wrażenie zainteresowanego ofertą. Wystawiona ręka z ulotką wycelowaną
w nas stawi nas przed wyborem: wziąć, nie wziąć, grzecznie odmówić?
Młodsi przechodnie chętniej pomagają w pracy. Czy robią z tego pożytek? Już niekoniecznie, patrząc na ichj zachowanie kilka metrów dalej. Łącząc szczytną ideę pomocy bliźniemu oraz ostrożność przed kilogramami
papierkowej zwały zdecydowałem się przyjmować co drugą ulotkę. Prym wiodą szkoły zawodowe i kursy językowe, w dużej ilości spotkamy się także z ofertami szkolenowymi, „chwilówkami”, promocyjnymi zniżkami w gastronomii szybko
obsługiwanej. Standard.
Pracodawcy dla roznosicieli – tych sezonowych, ale i
bardziej regularnych- wciąż wierzą, że
większa ilość „makulatury” przekazana w ręce ładnie ubranych młodych
czapeczkowiczów zwiększy popularność i podniesie zyski. Nie trzeba mówić, gdzie
ląduje przytłaczająca większość pomiętolonych świstków, które są wyznacznikami pracy
roznoszących. Jeśli nie w pierwszym, to w kolejnym koszu, w najlepszym wypadku w
torbie ucznia/ studenta, który może wypakuje ją z kieszeni w domu.
Morale roznosicieli jest poddawane, przez kolejne dni pod rząd,
nieprzyjemnemu testowi. Nic dziwnego, że opanowują w odpowiednie godziny najbardziej
tłoczne punkty centrum, po czym widząc przechodzących na zielonym rzucają się na
kolejne gromady pieszych. By jak najszybciej opróżnić swoje papiery i fajrant do
domu!
Głupota takiego rozwiązania musi mieć swoją granicę. Graficzna
reklama na małym skrawku śliskiego papieru mogłaby być efektywniej wykorzystana,
a roznosiciele nie oglądaliby efektów swojej pracy w pobliskim koszu. Przynajmniej na taką skalę...