Spokojnie, nie będą to porady biegowe ani strzelanie "jednostkami treningowymi", a wolne refleksje dotyczące aktywności ruchowej, w czasie kiedy za oknem zima. Może nie taka jaką sobie wyobrażaliśmy, niemniej jednak ograniczająca biegaczom możliwości dłuższych wybiegań i treningów na powietrzu. Tym razem post o dziwacznym, acz pomysłowym urozmaiceniu biegania, czyli przebieżkach w górę i dół. Po schodach.
Myśl o takiej formie treningu zaświtała mi przez pewien niebieski portal społecznościowy. Ktoś zapłacił moderatorom, a - sugerujący się moimi zdjęciami, czy treściami - kolejny blogspoter zasponsorował post o bieganiu po schodach. Nie napiszę, żeby to było challenge accept, ale postanowiłem sprawdzić się na czysto. Kilka rundek na 11 piętro i w dół.
Żeby nie wypadać z obiegu od czasu do czasu decyduję się na dwudziestoparominutową przebieżkę, przeplataną dniami na siłowni. Plany na wiosnę i lato są półmaratońskie co najmniej, gdzieś coraz mocniej pulsuje myśl o maratońskiej wspinaczce dookoła Lublina. Zostało do niej 93 dni, nie ma czasu na odpoczynek :)
W poszukiwaniu alternatywnych form ćwiczeń nasunął mi się pomysł z bieganiem po schodach. Pomysł stary jak stopniowalne konstrukcje żelbetonowych klocków, na popularności wśród przebierających nogami zyskał przy propagowaniu biegów na szczyty budynków. Serio, wbiegają ludziska schodkami na ostatnie piętro Empire State Building, w stolycy sporo interesantów gromadzi wspinaczka po schodach ekskluzywnego Mariotta, wszystkie stopnie wynoszą tam 172 metry. To nie tylko alternatywa dla "płaszczyzn", ale przebieżek górskich jak i kolejnych kozackich specyfików, czyli biegów na szczyt skoczni narciarskich.
Nie o diableskich wzniesieniach dzisiaj, lecz o zwykłych schodkach. Było jak to w zimie - krótko i intensywnie. Wystaczą cztery seryjki, niecałe dziesięć minut i jesteś spompowany totalnie. Wysokość daje w kość. Kiedy podskakujesz powyżej siódmego piętra czujesz każdy centymetr sześcienny swoich stawów, które grzeją się niczym samochodowe tłoczki. Pary nie brakuje, zdecydowanie bliżej wtedy do maratońskiego 35 kilometra, kiedy szczególnie odczuwa się zmęczenie głównego napędu, czyli nóg. Zbieg po schodach wcale nie jest odpoczynkiem w stylu zbiegania z wzniesienia, to ciągła obserwacja stopni w celu zachowania równowagi i... zachowania pełnego uzębienia. Jak to w szlakach górskich schodzenie jest trudniejsze od wchodzenia. Esencją jest jednak wspinaczka, więc zbieg po schodach traktuję ulgowo.
Dziwactwo? Fakt, bałem się styczności z wychodzącymi do windy sąsiadami, którzy uznaliby mnie za wariata. Dzisiaj udało się nie trafić na nikogo, nie obiecuję jednak co będzie kiedy spotkam starszą panią lub gdy pies zaszczeka zza drzwi. :)
fot. e-szczytno.eu
0 komentarze:
Prześlij komentarz