
Do wpisu skłoniły mnie refleksje po konferencji
dziennikarskiej na "mojej" uczelni. Działo się całkiem sporo. Był panel
poświęcony mediom lokalnym, spotkanie i przemowy naczelnych i wice naczelnych
największych mediów na Lubelszczyźnie, w końcu – szkoda że tak krótki – wykład o
mediach w przyszłości, zarówno tych tradycyjnych, jak i tych wykorzystujących społecznościowe
platformy.
Oderwanie mediów od Facebooka, Twittera czy innych pośredników w przekazie oznacza – w dobie informacyjnego bombardowania i faktycznego zasiedzenia w wirtualnym świecie –
pozostanie w tle za konkurencją. Mniej klinięć, mniej oglądnięć równa się przecież mniej
reklam i przekierowań, czyli mniej dodatkowego zarobku. Z tym „problemem” mierzą się wszystkie media. Zarówno „Washington
Post” jak i „Kurier Lubelski”, Radio „Zet” czy gminna stacja internetowa.
Wszystkie wykorzystują do swojej promocji i zwiększania zasięgu
społecznościowych pośredników.
Okazuje się, że zaledwie co trzecie kliknięcie w internetową
stronę medium pochodzi od świadomych czytelników. Postępują oni na dwa sposoby - wklepują w sieć kompletny
adres strony bądź wchodzą tam mając ją zaznaczoną jako ulubioną. Około połowy przekierowań następuje
prze robota Google` a , a tuż za sławetnym „wujkiem G.” plasują się wejścia z „społecznościówek”.
Prym wiedzie tu oczywiście Facebook,
ustępujący liczebnością zarejestrowanych użytkowników jedynie ludności Chin; w zwiększaniu
klikalności/odwiedzalności wspiera go Twitter – narzędzie pierwszej
informacji dla dziennikarzy i polityków XXI wieku, którzy wklepują w swoje
profile 140 znaków i linki już kilka sekund po najbłahszym wydarzeniu. I Google
+, alternatywa Google`a wobec Facebooka pozostaje wciąż w cieniu wynalazku Zuckenberga.
Jeśli ktoś myśli że na tym koniec to przypomnę, że są jeszcze Myspace, Instagram, Youtube, „lokalne
wersje” Facebooków jak nasze NK i wiele innych…
Papierowe i radiowe redakcje ubolewają nad odpływem ludzi do
sieciowych stron już od paru ładnych lat. W tym momencie problem mają już …
internetowe serwisy. W dobie social mediów
są one niejako zmuszone do ciągłej obecności w sieciowych platformach. Kolejne
subkonta, fanpejdże komercyjnych mediów – molochów, ale i pasjonatów blogerów,
dziesiątki prywatnych „ćwierknięć” – w sieci
wykreujemy się dzisiaj dzięki optymalnym narzędziom, chwytliwej kompozycji
słów, przechytrzeniu robotów Google`a, FB i innych potentatów pośredniczenia. Oto
narzędzia nowych mediów. Chciałem powiedzieć warszat, ale byłoby to nadużycie.
Dla rzetelności wykonywanego zawodu kluczowe jest aby wykonywano
go profesjonalnie. Internet spłaszcza
dziennikarstwo, zwiększa też wielokrotnie liczbę potencjalnych dziennikarzy - kreatorów informacji. Dziś
wystarczy tworzenie, a nawet pośredniczenie w przekazie informacji. Chcąc czy
nie chcąc, świadomie czy nie, dostajemy cały świat informacji na powierzchni
kilkuset centymetrów kwadratowych ekranu. Walutą przetargową jest co najmniej mail, dane
osobowe, a w najgorszym przypadku regulaminowa niewiedza. Jej brak znajomości zaboli jeszcze nieraz...
1 komentarze:
Mnie na studiach też tłuką do głowy: "cokolwiek robisz, wrzuć na Fb, Instagram, Tweeter. Załóż konto na GoldenLine". I tak potem wklepuje swoje nazwisko w wyszukiwarkę i dumna jestem, że "wyskakuję". Tylko póki co, większego pożytku z tego nie mam...
Prześlij komentarz