Pasje, przyjemności,
wieczny pozytyw widoczny w społecznościówkach. Doskonale wiemy, że
rzeczywistość jest inna. Wszelkie trudności przemilczeć, najmniejszy sukcesik
należy otrąbić. Dziś bez lukru. Przeczytajcie osobistą relację o tym, że dorosłość
bywa trudna.
Niezależność w dorosłym życiu kosztuje. W dwa lata po
odcięciu rodzicielskiego „respiratora” – czytaj: obronie magisterki – przychodzą
na myśl pewne refleksje. Dziś o tych nieoczekiwanych, na które pozwalają sobie
nadmiernie emocjonalni albo supersilni i świadomi wad. Tego na tym blogu jeszcze
nie było.
Czy chciałbym powrotu do beztroskich lat młodości? Czasami
tak, ale nie po to co myślicie. Żadne balangowanie, czy w drugą stronę - robienie
za kujona, bo szkoda życia. Żeby z większym spokojem brać życie.
Z każdym rokiem rośnie presja. Nie czujecie tego? Kobiety,
rodzina, społeczeństwa. Jeśli ślub, to za chwilę większość poleci wariantem: kredyt, mieszkanie, samochód, dziecko. Albo w innej konfiguracji. Dla mnie za wcześnie na takie myślenie, choć rodzina
to sugeruje. U nich większość już po 50-tce, więc i myślenie kategoriami „trzymaj
pracę”, „kiedy ślub”, „po co ci te szaleństwa”. Do dziś gryzie mnie takie ukształtowanie
– pełne lęku, sztampy, mało kreatywne. Obronnie reaguję na sugestię jak mam
żyć.
A przecież i bieżące rzeczywistość nie rozpieszcza. Bycie
razem dużo daje, ale i odbiera. „Spodziewałam się tego”, „Czemu nie zrobiłeś
tego”. Oczywiście w drugą stronę też tak jest. Jako singiel nie słyszysz tych
samych kawałków. Wsparcie i zrozumienie bliskiej jest nieocenione, ale nie o
tym ten post J
Kłębią się po głowie myśli o przekwalifikowaniu, ale i
zmianie miasta, czy przeprowadzki. Za młody jestem na rutynę i odcinanie
kuponów! Ale zakodowany lęk i zerowe praktycznie wsparcie w podjęciu jednej z
wyżej wymienionych zmian gdzieś mnie blokują. Za słaby? Niedojrzały? Może trzeba
się przygotować, odłożyć ? „Tylko” zebrać siły. Jeszcze to uczynię.
I te wzorce dzisiejszego świata. Trzeba szumieć, szaleć, kredytować,
brać na etacie ile wlezie. A gdyby tak posiedzieć (z kumplem) w ciszy, poleżeć na
łące, zgubić się na małej wiosce, poczytać książkę?
Znajomi z lubelskiego światka w znacznej mierze wykruszyli
się. Tak to już w życiu bywa. Ze źródeł wiem, że o Lublinie decydenci mówią
dużo dobrego i złego. Rozwój, drogi, imprezy – szacunek. Zabójczo konserwatywny
i wyzyskujący rynek, brak godnej płacy w branży – wystarczy. Wracają na matkowiznę lub
idą do większych ośrodków. Ale takie życie. Praca i partnerzy stanowią o tym gdzie
jesteśmy. Dla spokoju swojej duszy dobrze mieć prawdziwych ziomków w jednym
mieście na telefon lub wiadomość.
Jeden mocny pozytyw nakręca mnie na najbliższy czas. Za
półtora tygodnia jedziemy w ukraińskie Bieszczady. Tak blisko, a tak
oryginalnie. Zero sieci, jak najmniej lęku i patrzenia na zegarek. Szkoda, że to
tylko chwila.
fot. pixabay
0 komentarze:
Prześlij komentarz