Kontrolowanie działań politycznych poprzedników i
dopatrywanie się nadużyć u prezydentów dużych miast. W samorządowy szczebel
władzy wkroczyły służby CBA. Wątpliwe, by włodarze miast stracili stanowisko do
kolejnych wyborów w 2018 roku. Ale co będzie później?
Służby CBA, szczególnie aktywnie wykorzystywane w trakcie
rządów Prawa i Sprawiedliwości, sprawdziły, czy samorządy wszystkich 16
województw zgodnie z przepisami wydają środki unijne w ramach tzw. drugiej
perspektywy finansowej [RPO 2014-2020]. Dodajmy, że marszałkowie województw w
przytłaczającej większości pochodzą z koalicji PO–PSL.
Afer z lokalnym podtekstem nie brakuje. W Lublinie mam
okazję dokładnie śledzić działania CBA. Pod lupę agentów poszła „najdroższa
pielgrzymka świata”, czyli czerwcowa delegacja około stu osób z władz
miejskich, województwa i lokalnych przedsiębiorców do Izraela. Celem wycieczki,
której koszt wyniósł 1,5 miliona złotych, było… nawiązanie szerszych kontaktów
gospodarczych i partnerskich. Czy owoce bizantyjskiej wyprawy zostały wydane w
sposób niegospodarny – o tym przekonamy się właśnie po deklaracjach agentów.
Zmartwieni są również wywodzący się z Platformy
Obywatelskiej prezydenci Lublina, Łodzi, Gdańska, już nie wspominając o
Warszawie. – Skończył się tak trudno utrzymywany spokój w samorządzie – powiedział
w listopadzie prezydent Lublina Krzysztof Żuk, informując, że CBA wnosi o
wygaszenie jego mandatu za fakt, że jako prezydent miasta zasiadał w radzie
nadzorczej spółki Skarbu Państwa PZU Życie S.A. Trzy tygodnie później agenci
wnieśli podobny wniosek o odwołanie włodarza Łodzi, Hanny Zdanowskiej. Miała
ona poświadczać nieprawdę przy zaciąganiu kredytów na zakup działki i domu dla
swojego partnera. – Nie mam nic do ukrycia. Kredyty zawierałam w
oświadczeniach majątkowych i je spłaciłam – utrzymuje Zdanowska.
Od wakacji agenci przyglądają się również Pawłowi
Adamowiczowi, prezydenta Gdańska. Zdaniem CBA miał on przyczynić się do zmian w
lokalnym planie zagospodarowania, które służyły ułatwieniu nabycia kilku
mieszkań na preferencyjnych warunkach (do 300 tysięcy taniej).
Zarzuty do wspomnianych prezydentów, choć dotyczą sfery
publicznej, mają inny wymiar. Nietrudno je wartościować. O ile okoliczności
„straszenia” Hanny Zdanowskiej są mało przekonujące, to już widmo ustąpienia Hanny Gronkiewicz-Waltz w związku z „aferą reprywatyzacyjną” w Warszawie jest o
wiele bardziej prawdopodobne. Analogiczny wniosek o wygaszenie mandatu HGW
jeszcze się nie pojawił. Niewykluczone, że czekamy na kolejną „bombę”, która
dotyczy polskiej stolicy.
Nam, obserwatorom tej spolaryzowanej wojenki pozostaje
jedynie przypatrywanie się. Jakby z relacji w Sejmie i Senatu było nam mało.
Czy takimi podjazdami zostanie kiedyś skarcony PiS, jeśli w 2018 obejmie władzę
w samorządach? Ale to już temat na inną dyskusję.
Artykuł dostępny również w portalu Mensview
fot. cba.gov.pl
0 komentarze:
Prześlij komentarz