Byłem już przekonany, że w dobie fejsbukowych łańcuszków
będę zmuszony oglądać wyłącznie mokre głowy. Ewentualnie groźby w stylu „nie
przekażesz dalej, twój bliski zginie”. Jak się okazuje viral nabiera także
interesującej formy. Dzięki książkowym wyzwaniom, zarówno znajomych jak i osób
publicznych utworzyła mi się pokaźna lista książek, które muszę odhaczyć. Bez
tej formuły nie byłoby to możliwe.
Dlatego dzięki Rafale za nominację, którą przyjmuję z ulgą i
zadowoleniem, gdyż uczynię to na sucho i bez browarka na raz. J W samym wyzwaniu
brakuje mi jednak czegoś. Rozpiska lektur, które na mnie wpłynęły jest OK,
jeszcze bardziej cieszyłoby mnie jednak,
gdyby którąś z publikacji z mojej listy, ktoś, pod wpływem mojego challengu,
przeczytał i później jakoś przywołał. Nie chcę zmieniać Waszego życia,
poglądów, a jedynie zasugerować z odhaczonego księgozbioru lektury, których
jeszcze nie zdążyliście połknąć. Stawiam jakość nad ilość, więc daję sześć pozycji.
A więc, przechodząc do meritum, książki, które utkwiły mi w pamięci to:
1) Jacques Sempé, Rene Goscinny,
„Mikołajek”
Chronologicznie rzecz biorąc jest to jedna z pierwszych książek,
której nie czytałem zostając do tego zmuszony przez nauczycielkę. Dla
dziesięcioparolatka „Mikołajek” i podobne publikacje Goscinnego („Rekreacje Mikołajka”) to lektura
obowiązkowa. Historyjki z książki,
pisane lekkim i wygodnym stylem, pokazują jak widzą świat młodzi chłopcy, jak
rywalizują, godzą się, wpadają i wychodzą z tarapatów, w końcu rozpoczynają
przygody ze swoimi pasjami.
Lektura tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że życie bez
komputerów, telewizji, o social mediach nie wspominając, nie było nudne. Było
wręcz ciekawsze, bardziej ludzkie jeśli przypomnę sobie harce z podwórka i
akcje ze szkoły, niemal kopie historyjek z „Mikołajka”.
2) Daniel Defoe,
„Robinson Kruzoe”
Szkolna i nie tylko klasyka oraz … recepta dla większości
ludzi XXI wieku. Zwłaszcza dla panów. Powstały i ciągle powstają odmiany, nowe
scenariusze Robinsona, ale ja pozostaję przy oryginale. Wielki pan, z wielkiego
państwa, służący Jego Królewskiej Mości, zostaje po katastrofie statku z
niczym. Na totalnym, tropikalnym bezludziu nie liczą się żadne tytuły,
dokonania, pieniądze, a pierwotne instynkty przetrwania. Dzisiaj pękamy przy
1/10 problemów, które musiał rozwiązywać Robinson. To mentalna szkoła życia dla
czytelnika plus oświeceniowy przekaz, który przypomina, że warto walczyć i
budować, choćby od zera.
3) Fiodor Dostojewski
„Zbrodnia i kara”
Nieprzewidywalność akcji, morderstwo z premedytacją,
rozterki moralne i katorga, a w tle despotyzm wielkiej Rosji – dzięki nim
lekturę szkolną przeczytałem na jednym tchnieniu. Człowiek może przejść w życiu
diametralne zmiany o czym świadczą przykłady Rodion Raskolnikowa, studenta
mordercy i zakochanej w nim prostytutce Sonii. Przez nią Rodiom „wygaduje się”
śledczemu Pietrowiczowi, dostaje 8 lat robót na Syberii, gdzie jedzie razem z
Sonią. Patologii jest więcej, w powieści przewija się odwieczna plaga Rossiji –
alkoholizm. Książka pozostawia wiele pytań, niedopowiedzeń, na które sami szukamy
odpowiedzi.
4) Gustaw
Herling-Grudziński „Inny świat”
Pozostaję w historii, tym razem tej tragicznej XX-wiecznej.
Relacja Polaka z obozu pracy w Związku Sowieckim nie jest literackim
arcydziełem. Pod względem estetycznym to esencja brzydoty, tragedii i
obrzydzenia. Do tego wszystkiego posunęli się ludzie radzieccy, od wierchuszki
z Kremla po wykonawców z pagonami gwiazdek NKWD. O Holokauście wiemy wszystko
lub prawie wszystko, a co z tragedią milionów wschodnich Europejczyków po 1939
roku, którzy rozpłynęli się w innym świecie?
5) Krzysztof Mroziewicz,
„Dziennikarz w globalnej wiosce”
Kompendium wiedzy dla dziennikarzy i dziennikarzopodobnych,
zwłaszcza dzisiaj. Autor, jako dawny korespondent wojenny i zagraniczny oraz ambasador
przekazuje swoją wiedzę w prosty sposób. Dla zapaleńców tej dziedziny jest to
lektura obowiązkowa. Są tu fragmenty warsztatowe, słowniczek terminów, porady czego nie robić w dziennikarstwie, nawiązania do wybitnych piór XX wieku na czele z Kapuścińskim, Hemingwayem i Garcią Marquezem. Zaczęło się od
prezentu od autora, który dostałem na Akademii Reportażu w Siennicy Różanej pt.
„Korespondent wojenny, czyli jak opisać
pełzający koniec świata”.
6) Marcin Meller, „ Między Wariatami”
Zbiór opowieści przygodowo-terenowych autorstwa Mellera
czyta się bardzo przyjemnie, zwłaszcza kiedy autor miesza swoje „wariacje” z
czołowymi postaciami i wydarzeniami swojej młodości. Wystarczy ciekawość
świata, hiperzaparcie oraz egzystencja na krawędzi gdzie pozostaje wiara w przypadek,
ludzką dobroć itd. Jako student ni cholery nie wylądowałbym na Czarnym Lądzie
aby kontynuować dzieło Kapuścińskiego, nie pchałbym się do kotła bałkańskiego w
czasie masakr lat 90-tych, wolałbym staż w e-marketingu, pięćdziesiąty
certyfikat, enty wpis do CV. Chociaż nie. Dzięki Mellerowi potrafię się opamiętać. To nauka i jednocześnie historia, jak
wdrapywać się na medialne salony bez korzystania z wifi i instrumentów klawiaturowych.
0 komentarze:
Prześlij komentarz