Stało się – w niedzielę dołączyłem do grona maratończyków.
Przeżyłem i jakoś funkcjonuję w pierwszym tygodniu po święcie biegania. Nie
ukrywam – poczułem Lublin w kościach i mięśniach.
Dzień po biegu naszły mnie, wcale nie odkrywcze, lecz w
końcu odczuwalne na własnej skórze, refleksje dotyczące biegania na maratońskim
dystansie. Nazywa się go świętem biegania. „Zwykłe” święto to dla mnie
celebracja, coś wyjątkowego. Jeśli nie luksus i pozwolenie sobie na rozkosz to
przynajmniej udzielenie się odśrodkowej przyjemności. Rytuał i przejście ciała w magiczny stan.
A w maratonie? Przygotowania, zwłaszcza ostatni miesiąc
przed „świętem” to masa wyrzeczeń i przekraczanie nowych granic wytrzymałości (dla
debiutanta, którym byłem przed startem). Wybiegi na 25 kilometrów, interwały
prowadzące do zadyszki, pobudki o 6 rano, dieta… Ale idea i wytrwałość
wygrywają.
Sam bieg? Mówią, że maraton rozpoczyna się po 30 kilometrze.
A jeśli po nim, aż do 35 kilometra trasy jest 60 metrów w górę? W odstawkę
poszły liczniki, bieg na tempo do końca. Na lubelskich Czubach i kawałku
Kraśnickich to była już prawdziwa walka. Ze swoimi ciałem, zakwasami, oddechem,
nieprzeszkadzającym ale odczuwalnym słońcem. Dały o sobie znać nogi, po czubowskiej
wspinaczce był szybki chód i bieg, na przemian. Od „czterdziestki” biegłem już
na oparach, z zawziętością. Widok mety dodał tylko bodźca, oczywiście bez
szarpania i niepotrzebnego szaleństwa. Fakt osiągnięcia celu zmniejszył na
chwilę próg bólu.
Ze swojego czasu (4:22:46 netto) jestem względnie
zadowolony, choć oczywiście mogło być lepiej. W czasie największego kryzysu na
myśl przychodziły różne myśli. Po co mi taka katorga, może zejść z trasy, i te
krzyki wolontariuszy „brawo, brawo”, „
dajesz, już nie daleko”. Fajnie, tylko od trzydziestegoktóregoś dłużyło się jak filmowym nomen omen... maratonie. Na dłuższą metę te krzyki irytowały, ale bez nich nie byłoby
takiego ferworu, tej determinacji, która dodawała nam skrzydeł.
PS. Miny kierowców stojących w korkach były bezcenne.
2 komentarze:
oj Panie Kopytko!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!Gratulacje za odwagę i upór
Mój cudowny Biegacz ;-* Będę Ci zawsze wręczała medale... oczywiście tylko w okresie miesiąca miodowego!
Kibicka
Prześlij komentarz