Wojenna moc przekazu


fot. mforsal.pl
O chaosie na Ukrainie napisano, udostępniono, wyćwierkano już tysiące wiadomości. Były krótkie wzmianki o kolejnych pacyfikacjach na Majdanie jak i reportażowe produkcje większego kalibru. Były relacje z zapalnych miejsc oraz newsy, które głosiły że mamy już kolejną wojnę krymską. Czy można być jeszcze neutralnym, albo inaczej, czy da się jeszcze nie podgrzewać nastrojów relacjami za naszą wschodnią granicą?

Mądrzenie się przed ekranem, przy ciepłej kawie, jak wiadomo nijak się ma do relacji „live” z gorącego Kijowa czy Symferopola. Skoro nie zdobędę się na ten drugi wysiłek toteż wpis nie będzie o wydarzeniach na Ukrainie. Żadnego wieszczenia wydarzeń, żadnych prognoz geopolitycznych w stylu czy Putin uderzy, czy Majdan się ukonstytuuje itp.

Oczywiście trudno przejść obok wydarzeń, zwłaszcza tak krwawych, które dzieją się w promieniu kilkuset kilometrów od naszych granic. Kto mógłby przypuszczać że w czasach ONZ- tu, Facebooka, dotykowych ekranów i pełnych półek w sklepach dziesiątki obywateli cywilizowanego państwa będą ginąć, a setki będą ranne od kul milicji własnego rządu? Kto przewidziałby że prorosyjski Krym stanie się właśnie teraz, po 23 latach od uzyskania suwerenności (?) zarzewiem konfliktu między Rosją a Ukrainą?  

Na tym ucinam swój głos jeśli chodzi o sytuację w największym państwie Europy. Tak jak ostatnio – chcę na prowincji blogosfery podkreślić rolę nowych mediów w przekazie wydarzeń na Ukrainie.

Gazeta Wyborcza i Rzeczpospolita piszą co dzień po kilka stron publikacji z Ukrainy. Reportaże, mniejsze artykuły, emocjonalne zdjęcia – połączenie tej pokaźnej „rubryki” drukowanej od tygodni lub miesięcy dałoby nam kilka średniej wielkości książek. Okładka "Angory" to już prawdziwa gra na zmysły czytelnika. Nie dość, że czytając numer dowiaduję się o wojnie, to jeszcze dokładają mi pięknymi statystykami militarnymi. Na marginesie - żaden kraj nie wykorzysta całego swojego potencjału ludzkiego i sprzętu na jednym froncie ewentualnych walk.

Angora nie jest sama, Dziennik Gazeta Prawna również zestawia siły obu państw. Czyni to jednak z sensem - porównuje "złom" rosyjski z ukraińskim tylko w rejonie półwyspu.

Ale zostawmy prasę. W rankingu sprawozdań, komentarzy i relacji z Ukrainy nikt nie przebije serwisów internetowych. Tutaj dzieje się naprawdę niezły majdan, młócka umysłów gwarantowana. Przeglądnijcie zwłaszcza portal kresy.pl Dzięki niemu dowiedziałem się że Rosja jest już w stanie wojny z Ukrainą, że kijowski Majdan ma kilka godzin na spełnienie ultimatum dowódcy Floty Czarnomorskiej, itd. Wiemy że sytuacja jest nieciekawa, ale przewidywanie wojny, której JESZCZE NIE MA dla samej poczytności i pobudzania myślenia jest zaprzeczeniem profesji dziennikarskiej. Wiem, idealistyczne i niemożliwe, ale mówimy o opiniotwórczych mediach!

Dałbym spokój gdyby chodziło o nieznaczącą prasę lub blog polskiego nacjonalisty. Sprawa tyczy się jednak najpoczytniejszego wydawnictwa i internetowego monopolisty na sprawy związane z dawnymi Kresami II RP. 

Bóg raczy wiedzieć co nastąpi w kolejnych dniach, tygodniach, miesiącach. Media, zwłaszcza internetowe , cały czas będą prześcigać się w ilości wyprodukowanych materiałów o Ukrainie. Obojętnie czy będą to fachowe ekspertyzy z Ośrodka Studiów Wschodnich czy relacje z frontu, którego nie ma na kresy.pl. A my? Związani z internetem, prasą, telewizją będziemy musieli to znosić...  


1 komentarze:

Anonimowy pisze...

Super tekst, cudzie mój;-*

Fanka na wieki

Prześlij komentarz

 
Design by Free WordPress Themes | Bloggerized by Lasantha - Premium Blogger Themes | cheap international calls