Musieli walczyć. Inaczej

   Jak co roku wraz ze zbliżającym się 1 sierpnia, nabiera rozgłosu publiczna dyskusja o słuszności wybuchu Powstania Warszawskiego. Tragedia polskiej stolicy z 1944 roku jest, obok Stanu Wojennego, raną, która dzieli serca i pamięć Polaków jak żadne inne wydarzenie w najnowszej historii. Powstańcze znamię jednak nie musiało być tak wielkie…

Bez porównania
    Oba wydarzenia dzielą Polaków dość istotnie, porównywanie ich jednak względem siebie z perspektywy historycznej, politycznej, czy nawet moralnej nie ma większego sensu. To tak jakby przeciwstawić odzyskanie niepodległości w 1989 i 1918 roku. Państwowo- partyjny aparat PZPR bezkrwawo przekazał władzę ludziom „Solidarności” na podstawie uzgodnień Okrągłego Stołu, a wcześniej z Magdalenki. Państwo Piłsudskiego dokonało nieporównanie większego wysiłku, okupionego śmiercią (nierzadko bratobójczą) ponad miliona obywateli i żołnierzy, złączyło w całość spuściznę trzech zaborców, ostatkiem sił odrzuciło czerwony pochód na Warszawę. Nikt wówczas nie przypuszczał, że stolicę czeka spustoszenie, którego dokonają razem, nomen omen wzajemni wrogowie.

Dwa dni z Wilna wzięte

Wyprawiając się do Wilna, nie miałem prawa spodziewać się wrażeń jakie wywoła na mnie stolica Litwy. Dzięki fantastycznym gospodarzom (pozdrowienia dla przewodnika Asi i szofera Gierka J) nasze oczy dotarły do każdego istotnego dla Polaków zabytku Wilna.

Ostra Brama i kościoły...
To jedynie niewielki procent sakralnych budynków, w których "odfajkowaliśmy" swoją obecność. W samym centrum i dookoła Starówki naliczyłem cztery cerkwie, około siedmiu kościołów, synagogę i kilka przydrożnych kapliczek. Był jednak jeden kościół, który wyróżniał się z pośród innych - Kościół św. Piotra i Pawła. Zdobi go na ścianach i od kopuły ponad dwa tysiące rzeźb o symbolice biblijnej, mitologicznej i historycznej. Tak jak w innych przypadkach, zdjęcie nie odda wrażenia jakie ogarniało patrzących się w górę turystów.

3,2,1...skoki!

   Wierni kibice i fani, jakby nie patrzeć zimowej dyscypliny, czekali na ten piękny letni dzień z niecierpliwością. Po kilkumiesięcznej przerwie wracają skoki narciarskie na najwyższym poziomie. Rozgrywki z cyklu Letniego Grand Prix rozpoczynają się weekendowymi konkursami w Hinterzarten (26-28 lipca). Wraz z kolejnym LGP rośnie ranga skoków pań- w tegorocznym kalendarzu będziemy mieli dwa konkursy mieszane: w Hinterzarten i Courchevel.

   Panowie zaprezentują się na dziewięciu obiektach. Wśród nich, po inauguracyjnych skokach w Hinterzarten, znalazła się nasza Wisła „Malinka”. Następnie elita światowych skoków, która zdecydowała się pokazać swoją dyspozycję latem, uda się na dwa konkursy do francuskiego Courchevel (jeden konkurs na wielkiej skoczni, jeden mieszany na średniej HS 96) i jeden do Einsiedeln w Szwajcarii (HS 117). W sierpniu odbędą się ponadto konkursy w dalekiej Japonii (Hakuba HS 131), z których zrezygnuje zapewne część zawodników.

Kiedy nie można spokojnie usiedzieć…

   
  Pęd życia, obowiązków, wyzwań, niezwykli ludzie z jeszcze bardziej niezwykłymi doświadczeniami, chłonne umysły, nawet po pięciogodzinnym śnie, hektolitry kawy, herbaty i procentów płuczących magnez w tempie zatrważającym- to wszystko można sprowadzić do jednego słowa. MŁODOŚĆ. Taka, która nie pozwala spokojnie usiąść na czterech literach, nakręca nas nie tylko w roku szkolnym czy akademickim, ale w szczególności (studencką brać na pewno!) na wakacjach.

   Nie jestem zwolennikiem pamiętnikarstwa w blogowej formie, ale należy w kilku słowach wytłumaczyć przyczyny mojej dłuższej nieobecności w cyberświecie. Do głównych sprawców odbicia mnie od życia sieciowego były przygotowania do obrony licencjackiej ( operacja „Dyplom” zakończyła się powodzeniem) i tygodniowy wyjazd na Wakacyjną Akademię Reportażu imienia Ryszarda Kapuścińskiego. Obronę i towarzyszące jej emocje odstawiam na bok, więcej emocji - tak, to nie paradoks- wzbudził pobyt na wspomnianej Akademii.  Moją kartą przetargową, której zawdzięczam pobyt w Siennicy Różanej, był reportaż ( pisany na wyczucie, do pełni gatunku jeszcze trochę brakuje) o pobycie w Zakopanem na skokach narciarskich w tym roku. Relacja z trzech dni zimowego święta pod Tatrami spotkała się z życzliwą oceną organizatora Akademii i rekrutera, redaktora Franciszka Piątkowskiego. Na takich ludzi warto czekać na swojej „ścieżce”.

Tenisista światowego kalibru



   Po odpadnięciu wczoraj Jerzego Janowicza w półfinale Wimbledonu możemy spokojnie przeanalizować, nie bez przesady to napiszę, najlepszy turniej wielkoszlemowy Polaków w historii tenisa.

  Janowicz i Radwańska w półfinałach, w dodatku z szansami na finały (tak obydwoje), Kubot w ćwierćfinale, wyeliminowany przez naszego „Jerzyka” – o takich wynikach nasi tenisiści, szczególnie panowie mogli jeszcze pół roku temu jedynie pomarzyć. Nad szansami na triumf Radwańskiej nie będę się rozwodził, ale dołożę swój głos w dyskusji- takiej szansy jak mecz z pogromczynią Sereny Williams, Niemką Sabine Lisicki, w półfinale Polka może już nie mieć…

   O Janowiczu wspominałem na blogu jeszcze w tamtym roku jesienią, kiedy to wbił sportowy światek w osłupienie dochodząc do finału prestiżowego turnieju ATP w Paryżu. Po tym turnieju wypalił w górę rankingu, przeobraził się z nieznanego szerszej publiczności tenisisty z poza czołowej setki w rozstawionego kandydata do walki o największe turnieje. Czyli te wielkoszlemowe.
   Nad Wisłą euforia, która przyszła z Paryża była nie do popisania, media już widziały Jurka w finale Australian Open. Tam nie poszło najlepiej, zapamiętaliśmy z występów Janowicza, nerwowe krzyki i kłótnie z sędziami aniżeli grę na najwyższym światowym poziomie.

 
Design by Free WordPress Themes | Bloggerized by Lasantha - Premium Blogger Themes | cheap international calls